Wniosek o przyznanie statusu pokrzywdzonego złożyła w IPN-ie prof. Jadwiga Staniszkis. Jej kłopoty zaczęły się od dyskusji nad zawartością listy zasobów archiwalnych Instytutu.
O tym, że na liście znajduje się jej nazwisko, profesor Staniszkis dowiedziała się od dziennikarza Jacka Żakowskiego. Dziś zjawiła się w Instytucie Pamięci Narodowej i wypełniła kilkustronicowy formularz. Nie chce oglądać swojej teczki – jak mówi – woli zachować dobre wspomnienia; zależy jej jedynie na uzyskaniu statusu pokrzywdzonej.
To boli, ale temu trzeba stawić czoła. Ja stawiam czoło, jadąc kolejką - stawiam czoło ludziom, którzy mnie rozpoznawali, którzy mi się kłaniali, a dziś się nie kłaniali - mówi reporterowi RMF. Na pismo przyznające jej status pokrzywdzonej prof. Staniszkis może poczekać kilka tygodni.
O liście – przez którą prof. Staniszkis – ma problemy zrobiło się głośno tydzień temu, kiedy do wyniesienia jej poza budynek Instytutu przyznał się były już dziennikarz „Rzeczpospolitej” Bronisław Wildstein. Odszedł z gazety - jak sam mówi - pod wpływem nacisków kierownictwa.
Jednak prof. Jadwiga Staniszkis nie ma żalu do Wildsteina. Zadzwoniłam dziś rano do Bronka, bo jako osoba wiele lat bezrobotna i żyjąca w ciężkich warunkach materialnych, powiedziałam mu, że może mówić, że zadzwoniłam; że uważam, że źle, że go zwolniono; że jak będzie potrzebował forsy, niech dzwoni czy jakiejkolwiek pomocy. I to, co się mówiło kolegom w tamtych czasach. I teraz to wraca, to jest przykre.