Są pierwsze zarzuty władz Olecka w stosunku do działania Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Urząd wszczął kontrole w MOPS-ie po tragicznej śmierci 9-miesięcznej Blanki w rodzinie objętej monitoringiem tego ośrodka.

Według władz Olecka, pracownik MOPS-u nie był na rozprawie, podczas której sąd decydował o zwrocie Blanki biologicznej matce, po skierowaniu dziecka do rodziny zastępczej. Ośrodek złożył w tej sprawie do akt negatywną opinię. 

Po sądowej decyzji, że dziewczynka wróci do naturalnej rodziny, pomoc społeczna nie złożyła zażalenia na to postanowienie ani nie zwróciła się do sądu o uzasadnienie. 

Jak mówił RMF FM burmistrz Olecka Karol Sobczak, kontrolerzy czekają teraz na wyjaśnienie tych wątpliwości. Przyznał, że kontrola jest utrudniona - dokumentację zabezpieczyła prokuratura, więc kontrolerzy opierają się na rozmowach. Właśnie zapadła decyzja o przedłużeniu ich działań do końca sierpnia.

Podkreślono jednak, że opiekun społeczny nie zaniedbywał rodziny. Opiekun społeczny z ramienia MOPS-u opiekował się dzieckiem i matką, i rodziną, można powiedzieć, od dnia narodzin rodzin - poinformował burmistrz Olecka. Jak dodał, z przeprowadzonego wywiadu wynika, że pracownik regularnie monitorował sytuację w rodzinie. Nie wychodzi nam obraz, że tutaj pracownik socjalny zaniedbywał swoje obowiązki - dodał.

2 listopada, gdy pracownicy MOPS dostali komunikat od mieszkańców, że coś złego dzieje się z matką, pracownicy MOPS wraz z policją podjęli działania w sposób natychmiastowy - powiedział, dodając, że było to działanie na tyle szybkie, że już 5 listopada sąd na wniosek MOPS-u "zabezpieczył dziecko w rodzinie zastępczej". Jak mówił, podczas gdy dziecko przebywało w tzw. pogotowiu zastępczym, matka poddała się terapii, leczeniu i cały czas "podejmowała dobrą wolę do tego, by dziecko do niej wróciło".

7 lutego tego roku nastąpiła sytuacja, że sąd zwrócił się z opinią do PCPR (Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie - PAP), jak PCPR ocenia taką możliwość, by dziecko wróciło do matki biologicznej. Opinia PCPR oraz naszego MOPS-u była negatywna i sąd nie przychylił się do tych próśb matki - powiedział. 

Pracownik socjalny miał dziecko na rękach tydzień przed śmiercią i nie zauważył tam tego, co jest w obiegu opinii publicznej, że dziecko było katowane przez ileś miesięcy, że dziecko było obolałe, że na ciele były jakieś ślady - zaznaczył Sobczak.

9-miesięczna dziewczynka zmarła 22 czerwca wieczorem. Policja zatrzymała w związku ze śmiercią dziecka jej rodziców. Sekcja zwłok dziewczynki wykazała, że przyczyną jej śmierci był krwotok wewnętrzny i uszkodzenie mózgu. Dziewczynka miała obrażenia głowy, klatki piersiowej, uszkodzone płuco przebite złamanym żebrem. Dziecko było prawdopodobnie bite tępym narzędziem. Mogło także być uderzane o kant stołu. Dziewczynka została także wykorzystana seksualnie.

Kilka dni później rodzice zostali tymczasowo aresztowani. Wcześniej prokuratura przedstawiła im zarzuty zabójstwa dziecka ze szczególnym okrucieństwem, znęcania się nad niemowlęciem i wykorzystania seksualnego dziewczynki. 36-latka i 44-latek nie przyznają się do zarzutów. Do zabójstwa dziewczynki doszło po trzech miesiącach od jej powrotu z rodziny zastępczej do biologicznych rodziców.

Grzegorz W., ojciec Blanki, został w poniedziałek zwolniony z aresztu, gdyż dowody uzyskane w toku prowadzanego postępowania wskazały, że mężczyzna nie jest sprawcą zarzucanych mu czynów.

Jak poinformowała Prokuratura Okręgowa w Suwałkach, wyniki badań DNA dowodzą, że ślady biologiczne na ciele zmarłej dziewczynki nie należą do Grzegorza W. Z kolei wydruki połączeń telefonicznych oraz lokalizacja telefonu komórkowego podejrzanego wskazują, że w czasie zbrodni nie przebywał w mieszkaniu, gdzie jej dokonano. Także świadkowie potwierdzają, że był w tym czasie w innym miejscu.


Opracowanie: