Skarby nie tylko w Wałbrzychu. Dwóch mężczyzn zgłosiło odkrycie podziemi pod świątynią w Jędrzychowie w powiecie polkowickim. "Spodziewamy się tam starych ksiąg, Biblii, może dokumentów" - mówi Marcin Drews - poszukiwacz, autor zgłoszenia i autor wideobloga "Łowcy przygód".

Skarby nie tylko w Wałbrzychu. Dwóch mężczyzn zgłosiło odkrycie podziemi pod świątynią w Jędrzychowie w powiecie polkowickim. "Spodziewamy się tam starych ksiąg, Biblii, może dokumentów" - mówi Marcin Drews - poszukiwacz, autor zgłoszenia i autor wideobloga "Łowcy przygód".
Poszukiwacze przyznają, że wykorzystali zainteresowanie związane ze skarbami po zgłoszeniu odnalezienia "złotego pociągu" w Wałbrzychu / Lech Muszyński /PAP

Bartłomiej Paulus: Dokonaliście zgłoszenia. Czego ono dotyczy?

Marcin Drews "Łowcy przygód": Zgłoszenie dotyczy podziemi we wzgórzu, na którym stoi zrujnowana świątynia ewangelicka z XVIII wieku, wybudowana na gruzach dawnego piastowskiego zamku.

W Polkowicach.

Pod Polkowicami.

Dlaczego to zgłosiliście?

Tak naprawdę jesteśmy świadomi istnienia tych podziemi od czasu, kiedy byliśmy tam po raz pierwszy, czyli od 1989 roku. To już kawał czasu. Natomiast zgłaszaliśmy to wielokrotnie i za każdym razem sprawa była wyciszana z prostego względu - otóż ówczesny właściciel niedopełniał zapisów art. 110 Ustawy o ochronie zabytków. To jest artykuł, mówiący o tym, że właściciel musi zabezpieczać odpowiednio zabytek. Właściciel tego nie robił, a że była nim parafia katolicka, no to nie było żadnej świeckiej siły w kraju, która byłaby w stanie interweniować w tej materii. Nikt nie chciał zadzierać z Kościołem. W związku z czym regularnie, przez 25 lat sprawę zamiatano pod dywan, aż do zeszłego roku, kiedy podjęliśmy się ogromnej interwencji. Poruszyliśmy wszystkie media w całym kraju, dzięki temu udało nam się ten zabytek uratować.  I dzięki temu też ten zabytek zmienił w końcu właściciela.

Jakie macie wskazania, dowody na to, że te podziemia mogą tam być?

Tak naprawdę podstawowym dowodem są słowa konserwatora zabytków, który potwierdził ten fakt. Powiedział w "Gościu Legnickim". Wypowiedział się, że są tam podziemia nieodkryte, a przynajmniej nie do końca zbadane. Więc to jest to podstawowe świadectwo. Natomiast zanim powiedział to konserwator, my odkryliśmy już dawno temu zapadnięty strop i okienko, które wychodziło z tej piwnicy na zewnątrz muru - ono jest widoczne, ono kiedyś znajdowało się pod stropem, teraz znajduje się na brzegu tego zapadliska, więc są jakby fizyczne dowody na to, że te podziemia tam istnieją.

Co chcecie osiągnąć? Bo nie jesteście takimi odkrywcami, którzy mówią: "Znaleźliśmy, wskazujemy, chcemy 10 proc. znaleźnego i chcemy się wzbogacić".

Jak najbardziej chcemy 10 proc. znaleźnego, natomiast nie dla siebie. Chcemy to przekazać na dom dziecka. Ale wykorzystaliśmy koniunkturę na skarby. Wykorzystaliśmy ten kulturowy precedens do jakiego doszło w Wałbrzychu, żeby wskazać na potrzebę zmiany ustawy, która do dziś traktuje odkrywców jak przestępców. Chcemy, żeby ukrócono czarny rynek, dlatego że z tej świątyni, w sprawie której interweniujemy, też wyjechały różne, cenne artefakty i zostały sprzedane, kolokwialnie mówiąc "na lewo" i za granicę. My chcemy, żeby więcej nie dopuszczano do takich sytuacji, natomiast, żeby ustawa nie karała tych, którzy o historię dbają, tylko żeby karała element złodziejski, element przestępczy. Chcemy też zwrócić uwagę na ten zabytek, bo nie jest to kolejny 101. upadający mały kościółek, tylko bardzo ważna dla historii Polski świątynia, wybudowana na gruzach piastowskiego zamku. To jest bardzo ważna część historii Dolnego Śląska.

Liczycie, że w końcu ktoś to pod ziemią zbada i sprawdzi, czy one rzeczywiście są?

Tak. Wystarczy żeby starosta, czy burmistrz choć raz nie dał na tacę tylko za te pieniądze wynajął na godzinę człowieka z georadarem. Są podziemia, które nie znajdują się 50 metrów pod ziemią, tylko 3-4 metry pod ziemią, w związku z czym obraz może być całkowicie wyraźny i w godzinę będzie można zbadać, co tam jest i czy warto i trzeba to odkopywać. Bo jeśli to jest jakieś puste pomieszczenie, a ściany budynku pękają, to tak czy siak trzeba tę piwnicę z zapadłym stropem odkopać, a potem zakopać i wyrównać teren, by budynek się nie rozpadł.

Z waszych informacji wynika,że może coś tam być rzeczywiście?

Może tam coś być. Zawsze jest coś w miejscach, które nie zostały po wojnie rozszabrowane. Ten obiekt został opuszczony zdaje się, że po wybuchu II wojny światowej, więc koło 1939 roku, może w 1940. Po wojnie już nigdy nie był używany. Stał odłogiem i był szabrowany i jest szabrowany do dzisiaj. W zeszłym roku zgłosiliśmy do prokuratury fakt kradzieży, ponieważ skradziono tam drewnianą, zabytkową ambonę. Mieszkańcy rozkradają drewniane wnętrza na opał i to za wiedzą i milczącym przyzwoleniem władz, dlatego że wie o tym i policja, i prokuratura, i konserwator zabytków. Wszyscy zamiatają sprawę pod dywan, bo jeszcze do zeszłego roku właścicielem był Kościół katolicki, a nikt nie chciał ukarać parafii z artykułu 110 z ustawy o ochronie zabytków. Natomiast wracając do pomieszczenia - to pomieszczenie nie zostało odkryte. Nikt się do niego nie dostał, pomimo tego, że od 20 lat ludzie tam kopią. Na szczęście warstwa ziemi jest tak gruba, kamienista i pełna bogatych korzeni drzew, że nie sposób się tam przekopać ręczną łopatą. Potrzebna jest koparka, czyli sprzęt zmechanizowany, nic mniejszego. Daje to nam szansę, że odkryjemy coś co tam od czasów przedwojennych w tych piwnicach było.

Co to może być?

Ja myślę, że przede wszystkim rzeczy związane z praktykowaną religią. To była świątynia ewangelicka. Około kilometra za świątynią stoi pałac, który wybudowali dla siebie właściciele tego kościoła. Myślę, że w podziemiach może być kolejna krypta pełna zwłok, dlatego że w tym obiekcie były zwłoki, do których pogrzebu powtórnego doprowadziłem ja w 1994 roku, też mocno o to walcząc. Walczyłem o dalszą opiekę, dlatego że z moich informacji - bo byłem świadkiem ekshumacji - wynikało, że grabarz był niekompetentny. Do tego spożywał płyny, jakich w pracy spożywać się nie powinno, w związku z czym nie wyciągnął wszystkich ciał i resztki tych ciał jeszcze do zeszłego roku były obecne na terenie budynku. W tym pomieszczeniu spodziewamy się starych ksiąg, Biblii, może dokumentów. Niewiele wiemy o tym budynku, dlatego że na wieży dzwonniczej były dwie kule, w których się chowa dokumenty. Już jedna z tych kul została skradziona. Oczywiście nikt się tą kradzieżą nie interesuje. Moje wnioski w prokuraturze są regularnie umarzane. Nikt się nie chce tym zajmować. Wydaje mi się, że "złoty pociąg" otworzył wrota, które pozwolą nam w końcu dbać o historię lepiej, a zobowiążą Sejm i Senat, żeby zmienić ustawy. Bo jeśli się nic nie zmieni, to parlamentarzyści będą winni grzechu zaniechania, czyli tak naprawdę będzie można ich oskarżyć o współudział w kradzieży.

(abs)