Romuald D., były wicedyrektor Krajowego Biura Wyborczego, ma naprawić szkody powstałe w wyniku skandalu podczas wyborów samorządowych w 2014 roku – ustalił nasz reporter Paweł Balinowski. Będzie tego żądało właśnie KBW. Natomiast firma NABINO, autor systemu informatycznego, który zawiódł, ma pokryć koszty, spowodowane przez awarię programu. Krajowe Biuro Wyborcze chce, by zajęła się tym Prokuratoria Generalna.

Romuald D., były wicedyrektor Krajowego Biura Wyborczego, ma naprawić szkody powstałe w wyniku skandalu podczas wyborów samorządowych w 2014 roku – ustalił nasz reporter Paweł Balinowski. Będzie tego żądało właśnie KBW. Natomiast firma NABINO, autor systemu informatycznego, który zawiódł, ma pokryć koszty, spowodowane przez awarię programu. Krajowe Biuro Wyborcze chce, by zajęła się tym Prokuratoria Generalna.
zdj. ilustracyjne /Michał Dukaczewski /Archiwum RMF FM

Dwa lata temu podczas wyborów samorządowych na całej linii zawiódł wyborczy system informatyczny, opracowany przez zewnętrzną firmę, a wyniki głosowania poznaliśmy z ponad tygodniowym opóźnieniem.

Naprawienie szkód znaczy pokrycie ich z własnej kieszeni. KBW na razie nie dzieli się kwotą, jakiej będzie żądało od byłego wicedyrektora Krajowego Biura Wyborczego. Z informacji dziennikarza RMF FM wynika, że chodzi o około 300 tysięcy złotych.

Cały wadliwy system informatyczny kosztował 430 tysięcy, ale właśnie 300 tysięcy wypłacono jego twórcom przed wyborami i przed odebraniem programu - to znaczy wtedy, kiedy system nie był gotowy. Miał za to odpowiadać właśnie Romuald D.

Wcześniej usłyszał on prokuratorskie zarzuty niedopełnienia obowiązków. Proces w tej sprawie rusza 21 września - oskarżycielem posiłkowym i jednocześnie poszkodowanym jest Krajowe Biuro Wyborcze, które właśnie w tym procesie będzie żądało naprawienia szkód. Jeśli więc były wicedyrektor KBW zostanie skazany, będzie musiał głęboko sięgnąć do kieszeni.

Natomiast firma NABINO, autor systemu informatycznego, który zawiódł podczas wyborów samorządowych w 2014 roku ma pokryć koszty, spowodowane przez awarię programu.

Straty są jeszcze szacowane, ale można mówić o setkach tysięcy, a nawet milionach złotych. Chodzi o koszty, jakie w związku z awarią systemu poniosła nie tylko centrala Krajowego Biura Wyborczego, ale także jego delegatury.

To choćby pieniądze zapłacone technikowi, którego trzeba było szybko zatrudnić, by walczył z awarią.

Biuro liczy koszty na podstawie faktur, a ponieważ są to straty poniesione przez Skarb Państwa, chce by dochodzenie roszczeń na drodze sądowej zajęła się Prokuratoria Generalna.

KBW kilkukrotnie próbowało zawrzeć ugodę z firmą NABINO, ale firma odrzucała propozycje.

(j.)