Większy deficyt, mniejsze wpływy z podatków. We wtorek w Sejmie zakończyło się pierwsze czytanie projektu nowelizacji budżetu. Głosowanie już w sobotę. Jacek Rostowski liczy, że wszystkie ugrupowania poprą ten projekt - zakłada on, że prognozowany deficyt wyniesie ponad 27 miliardów złotych, o 9 miliardów wyższy od planowanego.
Rostowski chce, by NBP tak policzył pieniądze w swoim skarbcu, aby wyszło na to, że ma zysk i to duży. Bo wtedy 95 procent tego zysku trafi do budżetu państwa. Minister przekonuje, że bank centralny po prostu stosuje złe metody obliczeniowe i dlatego zysk, według prezesa Skrzypka, wynosi okrągłe zero, a według Rostowskiego to nawet kilkanaście miliardów złotych.
Rostowski posłużył się nawet szantażem, przygotowując grunt pod podwyżkę podatków w przyszłym roku. Po pierwsze, wskazał na NBP - nie będzie pieniędzy z zysku, będziemy musieli podnieść podatki. Po drugie, zażądał by prezydent włączył się do gry i walki z kryzysem. By przekonał prezesa Skrzypka do uległości, bo inaczej będzie musiał podpisać ustawy zwiększające podatki.
Projekt nowelizacji tegorocznego budżetu przewiduje wzrost deficytu w 2009 r. z 18,18 mld zł do 27,18 mld zł. Tegoroczne wpływy podatkowe będą mniejsze od zakładanych w obowiązującej ustawie o 46,6 mld. Niedobór ten resort finansów chce zrekompensować pieniędzmi z innych źródeł. W efekcie łączne wpływy do budżetu mają być niższe o 30,1 mld zł i wyniosą 272,9 mld zł, a nie ponad 303 mld zł, jak wcześniej planowano. Nowelizacja ma także usankcjonować zaplanowane przez MF cięcia w wydatkach budżetowych na łączną kwotę ponad 21,13 mld zł.