Szokujące ustalenia dotyczące wypadku z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy. Jak wynika z kontroli przeprowadzonej przez funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu, do zdarzenia miało dojść z powodu błędów i zaniedbań ze strony BOR, w szczególności funkcjonariuszy z osobistej ochrony, a także osób zajmujących się transportem. Odpowiedzialność w tym przypadku ponosi szefostwo BOR z Andrzejem Pawlikowskim na czele – pisze „Super Express”.
Kilka godzin - tyle trwała wczoraj narada szefów służb z ministrem spraw wewnętrznych Mariuszem Błaszczakiem. Jako jeden z pierwszych w gmachu ministerstwa pojawił się szef BOR Andrzej Pawlikowski.
Z ustaleń kontrolerów Biura wynika, że do pęknięcia opony w prezydenckiej limuzynie nie musiało w ogóle dochodzić, gdyby nie błędy popełnione przez funkcjonariuszy.
Według rozmówców "Super Expressu", oficerów Biura, którzy znają kulisy piątkowego zdarzenia, do wypadku przyczyniło się kilka kluczowych wpadek.
Po pierwsze: opona została uszkodzona prawdopodobnie kilka godzin wcześniej, niedaleko górskiego stoku w Karpaczu, na którym pojawił się w piątek prezydent Duda. Później wystarczyło, że najechała na jakiś przedmiot i "dostała wystrzału".
Po drugie: nie powinno się wozić prezydenta samochodem pancernym po górskim terenie. Powinien być w terenowym aucie.
Po trzecie: nie sprawdzono dokładnie trasy przejazdu prezydenta i nie zrobiono tzw. rekonesansu drogi. Nie zareagowano na to, że w miejscu przejazdu kilka godzin wcześniej były dwa wypadki, auto jechałoby wolniej i ostrożniej - mówi anonimowo jeden z oficerów BOR, znających kulisy tej kontroli.
Według byłego szefa BOR Mariana Janickiego, to błędy w planowaniu prezydenckiej wizyty oraz wewnętrznej komunikacji w Biurze Ochrony Rządu w głównej mierze przyczyniły się do zeszłotygodniowego wypadku.
Błędy te - jego zdaniem - wynikają z wymiany kadry dokonanej ostatnio w BOR.
Przykład - w wydziale transportu, gdzie oficerów z wieloletnim stażem się zwalnia, a na ich miejsce powołuje się niedoświadczonych ludzi. To nie może mieć miejsca, to nigdy nie było praktykowane - powiedział reporterowi RMF FM Krzysztofowi Zasadzie gen. Janicki.
Janicki uważa, że wizyta prezydenta w Karpaczu powinna być zaplanowana inaczej. Andrzej Duda powinien polecieć śmigłowcem i wylądować w pobliżu miejsca docelowego. Dopiero stamtąd mogłaby go zabrać limuzyna. Jak dodał, rzadko praktykuje się kilkusetkilometrowy przejazd ciężkim, opancerzonym autem.
(j.)