"Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy, w kwestii ewakuacji naszych klientów" - mówi rzecznik biura Grecos Adam Górczewski, który dotarł dziś do greckiego Mati. To tam w trakcie ucieczki przed pożarem zginęła dwójka Polaków - matka i syn.
W wyniku pożarów zginęło dwoje Polaków - zatonęła łódź, na której była matka z 9-letnim synem po ewakuacji z hotelu na terenach zagrożonych pożarem. Śledztwo w sprawie śmierci prowadzi polska prokuratura. Rzecznik zapewnia, że biuro współpracuje ze służbami.
Od trzech dni jesteśmy w nieustannym kontakcie z prokuraturą. Udostępniamy wszystkie dokumenty, które możemy udostępnić. Reagujemy na wszystkie prośby - mówił Adam Górczewski.
Rzecznik odniósł się również do zarzutów pod adresem firmy dotyczących kontaktu z rodziną tragicznie zmarłych osób. Jest jeden pracownik, który od samego początku, od momentu kiedy zaginęły dwie osoby. Był delegowany do tego, żeby zajmować się opieką nad rodziną wtedy, kiedy jeszcze nie było wiadomo, jak tragiczny finał będzie miała ta akcja - komentował.
Usłyszeliśmy, że wszyscy klienci biura przebywający teraz w Grecji są w pełni bezpieczni. Po tragicznych wydarzeniach w Attyce sporo klientów firmy zrezygnowało z wyjazdów. Tymczasem dziś w nocy kolejne pożary wybuchły na greckiej wyspie Kithnos, na południowy wschód od Aten.
W pożarach - które jak twierdzą greckie władze były spowodowane celowym podpaleniem - zginęły w nocy z poniedziałku na wtorek 83 osoby, setki są rannych. Ogień strawił 2,5 tysiąca domów. Są "poważne przesłanki", by sądzić, że pożary w Attyce, w których od poniedziałku zginęły co najmniej 83 osoby, były spowodowane podpaleniem - oświadczył grecki minister ds. porządku publicznego Nikos Toskas. Poinformował, że analiza obrazu satelitarnego i wyniki inspekcji lokalnych sugerują, że ogień, który w poniedziałek wybuchł w krótkim czasie w wielu miejscach, najprawdopodobniej został podłożony.
Kwestia pożaru, który zaczął się na górze Pentelikon i rozprzestrzenił na Mati, miasto, gdzie jest najwięcej ofiar, budzi wiele pytań- powiedział Toskas na wspólnej konferencji prasowej z rzecznikiem rządu Dimitrisem Canakopulosem oraz szefami straży pożarnej i policji.
Przypomnijmy, że ratownicy a także rzesze ochotników chodzą od spalonego domu do domu i szukają ciał ofiar pożaru. Wciąż szukamy 50 osób - powiedział reporterowi RMF FM grecki strażak z miejscowości Rafina.
Ratownicy podzielili się na grupy. Przez cały dzień chodzą od domu i szukają jakichkolwiek śladów ludzi. Nadzieja na znalezienie żywych, z każdą godziną maleje.
Cała ekipa prowadzi poszukiwania od domu do domu, oprócz nas jest tu też wojsko i policja, działamy razem - poinformował Agielos, który w Rafinie razem z innymi strażakami jest od poniedziałku. Dodał, że takiego żywiołu Grecja nie widział przynajmniej od dwudziestu lat.
Chcielibyśmy, by już nigdy coś takiego się tu nie wydarzyło, ale wyciągnęliśmy wnioski, ta sytuacja nas wiele nauczyła, pracujemy nad tym, żebyśmy byli lepiej przygotowani - oświadczył.
Ciała są poszukiwane także w wodzie, prowadzi je marynarka wojenna. Wszystkie pożary w okolicy są już opanowane, ale w tej części Grecji nadal obowiązuje stan wyjątkowy. W identyfikacji zwłok, w większości bardzo trudnych do rozpoznania, pomaga ekipa specjalistów medycyny sądowej z Niemiec.
Według ministerstwa infrastruktury w rejonie Mati, gdzie ogień objął prawie 2,5 tys. domów, niemal połowa nie nadaje się do zamieszkania.
Wśród zabitych są całe rodziny z dziećmi. Większość ofiar to ludzie, którzy z powodu pożarów zostali uwięzieni w swoich domach lub samochodach; pozostali utonęli w morzu, uciekając przed płomieniami.
Ogień zniszczył wiele budynków i wymusił ewakuację kilku miejscowości. W Grecji ogłoszono stan wyjątkowy.
(nm)