Drugi z rządowych Tu-154, samolot o numerze bocznym 102, w październiku zeszłego roku odbył lot bez wymaganego przeglądu. Wojsko zapewnia jednak, że wszystko odbyło się zgodnie z procedurami.
Termin przeglądu okresowego tupolewa minął 10 października 2011 roku. 16 dni później samolot przeleciał jednak z warszawskiego Okęcia na lotnisko w Mińsku Mazowieckim, gdzie czeka do dziś na sprzedaż. Według Dowództwa Sił Powietrznych, przelot nie był naruszeniem przepisów. Wojskowi powołują się w tym miejscu na "Instrukcję Służby Inżynieryjno - Lotniczej Lotnictwa Sił Zbrojnych RP". W paragrafie 6. tego dokumentu napisano, że "w przypadku konieczności przebazowania statku powietrznego niezdatnego do lotu na inne lotnisko, dopuszcza się wykonanie lotu technicznego po uzyskaniu pisemnej zgody Głównego Inżyniera Wojsk Lotniczych". To "przebazowanie" oznacza właśnie przelot samolotu do innej bazy. Taka zgoda w przypadku rządowego tupolewa o numerze bocznym 102 została wydana.
Dlaczego jednak ten przelot nie był możliwy wcześniej? Nie przeoczyliśmy terminów - zapewnia rzecznik Sił Powietrznych. Na początku października dowódca Sił Powietrznych wydał decyzję o zmianie miejsca postoju maszyny, która musiała zwolnić miejsce na warszawskim Okęciu, w związku z likwidacją 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. Jak dodaje rzecznik, aż tyle czasu zajęły formalności, a także przygotowania maszyny do bezpiecznego lotu oraz wyposażenia lotniskowego i dokumentacji pokładowej. Na podobnych zasadach przeniesiono do nowych baz trzy samoloty Jak-40: dwa z nich poleciały do Mińska Mazowieckiego, jeden do Dęblina.
Tupolew 102 od 26 października 2011 roku stoi na lotnisku w Mińsku. Maszyna jest przygotowywana do sprzedaży. Eksperci opisali już dokładnie cały samolot, a dokumentację przekazali Agencji Mienia Wojskowego, która zorganizuje przetarg. Na razie trwa wycena i przygotowywanie oferty.
Termin ogłoszenia przetargu zależy jednak od prokuratury wojskowej. Ekipy badające katastrofę smoleńską nie wykluczają wykorzystania bliźniaczego Tu-154 do eksperymentów śledczych. Kilka badań już na niej wykonano - ostatnie w grudniu zeszłego roku. Choć samolot nie jest dowodem, prokurator generalny jeszcze w styczniu zwrócił się do szefa MON, by resort wstrzymał się przez kilka miesięcy z jego sprzedażą. Na początku maja - jak dowiedział się reporter RMF FM - Andrzej Seremet ma się spotkać z Tomaszem Siemoniakiem. Wtedy zapadnie decyzja, czy tupolew jest jeszcze śledczym potrzebny, a jeśli tak, to jak długo.
Na Tu-154 stacjonującym w Mińsku Mazowieckim można obecnie dokonywać eksperymentów jedynie na ziemi. Samolot jest zakonserwowany, nie ma aktualnych przeglądów technicznych, a do tego w Polsce nie ma już pilotów, którzy mieliby ważne uprawnienia do latania tą maszyną.
Jeśli prokuratura zdecyduje o kolejnych eksperymentach w locie, tupolew będzie musiał przejść przegląd okresowy w Moskwie, na lotnisku Wnukowo, albo w Samarze. Piloci będą musieli też "wznowić nawyki", co także wiąże się z treningami w Rosji. Koszt przeglądu i szkoleń może wynieść grubo ponad kilkaset tysięcy złotych.