RMF FM dotarło do listy 8 szpitali, które - jak zapowiada minister Zbigniew Religa - zostaną objęte specjalną rządową pomocą. Oprócz szpitala klinicznego we Wrocławiu, na liście znalazła się też inna wrocławska placówka - szpital Akademii Medycznej imienia Mikulicza-Radeckiego.
Dalej rządową pomoc dostaną: Górnośląskie Centrum Zdrowia Matki i Dziecka z Katowic, Centrum Zdrowia Matki Polki z Łodzi, szpital Akademii Medycznej numer 1 z Gdańska, szpital kliniczny na Banacha w Warszawie, krakowski Szpital Uniwersytecki oraz szpital kliniczny numer 4 w Lublinie. Inne zadłużone placówki - muszą sobie radzić same. Na pomoc tym szpitalom rząd przeznaczy w tym roku 150 milionów złotych.
Trzeba się z tym pogodzić. Mogą być szpitale, które padną, ale padną na własne życzenie - mówi minister Religa. Złe zarządzanie to jednak tylko część prawdy. Czy to przypadek, że to właśnie szpitale kliniczne są aż tak zadłużone? Paradoksalnie te placówki mają się tak źle, bo są tak dobre. To tam trafiają najciężej chorzy pacjenci, których leczenie kosztuje najwięcej. Leki, specjalistyczna aparatura, bardzo drogie badania – to wszystko po stronie wydatków. A po drugiej stronie pieniądze z Narodowego Funduszu Zdrowia, które zawsze są zbyt małe.
Przykładem może być Poznański Szpital Ginekologiczno-Położniczy przy ulicy Polnej, ostatnio znany przede wszystkim z tego, że to właśnie tam na świat przyszły pięcioraczki. Zwykłych, bezproblemowych porodów są tam tysiące rocznie i na tym szpital „zarabia”. Jest też oddział neonatologii, gdzie każdy noworodek to bardzo trudny przypadek, a każde lekarskie działanie to de facto ratowanie życia tych dzieci. Tam nie ma na czym oszczędzać, dlatego oddział generuje ogromne koszty. Szpital jakoś sobie radzi, bo przesuwa pieniądze między oddziałami.