Nie ustąpimy przed nierealnymi żądaniami płacowymi - deklaruje premier Donald Tusk, pytany o falę protestów w Polsce. Premier na konferencji prasowej po posiedzeniu Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego zapewnił, że rząd dąży do porozumienia tam, gdzie to możliwe.
Tusk uważa, że dla wszystkich powinno być już jasne, że rząd nie będzie ustępował pod naciskiem tej czy innej grupy. Mam wrażenie, że już w kilku sytuacjach, w ostatnich dwóch miesiącach pokazaliśmy, że na pohukiwanie czy tupanie nogą nie będziemy reagować. Tam natomiast, gdzie jest oczywista sprawa do załatwienia, będziemy się starali ją załatwiać - oświadczył premier. Dodał także, że „nikt nie skłoni rządu ani do nieracjonalnej twardości ani do nieracjonalnego ustępowania”.
W ciągu kilku ostatnich tygodni rozsypał się worek z płacowymi żądaniami. Z dnia na dzień przybywa tych, którzy strajkiem albo groźbą strajku chcą wywalczyć podwyżki. Skala żądań płacowych budżetówki to już kilka miliardów złotych. Najgłośniej protestują celnicy. Walczą o 1500 złotych podwyżki i nowe uprawnienia emerytalne. Spełnienie ich postulatów może rocznie kosztować 300 milionów złotych.
O wiele więcej, bo około 3 miliardów złotych, mają kosztować podwyżki dla nauczycieli. Dziś trudno oszacować skutki wzrostu płac, o jakie walczą lekarze i pielęgniarki. To na pewno kolejne miliardy.
Poza tym o swoje upominają się górnicy i kolejarze. Coraz częściej słychać też o niezadowoleniu policjantów, sędziów, a w ostatnich dniach swoje nowe żądania przedstawiają także pracownicy skarbówki. Czy może być jeszcze gorzej? Z doktorem Radosławem Markowskim, politologiem ze Szkoły Wyższej Psychologi Społecznej rozmawia Mariusz Piekarski:
Paradoksalnie „Irlandia” to hasło-klucz z kampanii wyborczej PO staje się przekleństwem ekipy Tuska – przyznają w Platformie. Dobrobyt części obywateli, którzy zarabiają na Wyspach, pcha tych w kraju do walki o więcej. Tym bardziej, że zewsząd słyszą hasła o dobrej koniunkturze gospodarczej.
Naobiecywali cudów, to teraz mają – tryumfuje opozycja, zdaniem której nadzieje w kampanii faktycznie były rozbudzone ponad miarę. Teraz adresaci hasła „By żyło się lepiej” wystawiają rachunek.
Jest też jeszcze jeden powód rozprzestrzeniania się fali żadań: łagodność premiera, który sam chce gasić wszystkie problemy, by utrzymać spokój i wysokie notowania. Na to pochyłe drzewo chcą wejść kolejne grupy społeczne, czując, że to idealny moment, aby ugrać swoje.
Dodatkowo rząd PO nie może liczyć na żaden parasol ochronny ze strony central związkowych. OPZZ zawsze odpuszczało rządom lewicy, a "Solidarność" przez dwa lata rządowi PiS. Teraz Platforma Obywatelska ma pecha, że i OPZZ, i "Solidarność" nie mają tutaj szczególnego odniesienia do Platformy - przyznaje Paweł Poncyliusz z PiS.
"Solidarność" domaga się od rządu jak najszybszych negocjacji płacowych w ramach Komisji Trójstronnej. Związek wypowiada się w imieniu wszystkich branż utrzymywanych z budżetu państwa. My nie ruszymy na Warszawę, chcemy tylko porozumienia - twierdzi Janusz Śniadek, szef związku.
Zdaniem wicepremiera Grzegorza Schetyny, „Solidarność” chce odreagować stan śpiączki z ostatniego czasu. Śniadek jest oburzony sugestiami członków rządu, że NSZZ Solidarność budzi się z letargu, bo rządzi Platforma a nie Prawo i Sprawiedliwość. Przewodniczący związku ripostuje, że już w czerwcu ubiegłego roku jego organizacja zaatakowała rząd PiS-u o płacę minimalną. Obecną akcję Śniadek nazywa wręcz uspokajaniem sytuacji: Chcemy uchronić Polskę przed falą protestów. Przyjęta dzisiaj metoda skazuje nas na taką falę.
"Solidarność" do takiej sytuacji nie chce oczywiście dopuścić. Może się to okazać trudne, ponieważ na przykład koledzy przewodniczącego Śniadka z „Solidarności” nauczycielskiej już zapowiadają bojkot egzaminów gimnazjalnych i maturalnych.
Siła "Solidarności tkwi przede wszystkim w wielkości związku, który zrzesza kilkaset tysięcy osób i może postawić w stan gotowości niemal wszystkie branże, od kierowców MZK, po strażaków, nauczycieli, lekarzy. Paradoksalnie w tym tkwi również słabość „Solidarności”, która musi przeprowadzić wewnętrzne konsultacje, wejść w spór zbiorowy z rządem, czekać na negocjacje w Komisji Trójstronnej.
Poza tym, związek niejako przyłącza się do protestów, które już trwają. Miejsce, gdzie roszczenia są najbardziej uzasadnione i akceptowalne przez Polaków już są zajęte: lekarze i pielęgniarki mają swoje silne związki, nauczycieli prowadzi ZNP. Dlatego próba ich przelicytowania rzuca na „Solidarność” cień podejrzeń o działanie na polityczne zamówienie, choć ZNP wychodzi na ulicę zawsze wtedy, gdy nie rządzi lewica.
Politycy PO sugerują także, że wiele protestów jest podsycanych przez ludzi poprzedniej ekipy, którzy wiedzą, że stracą swoje stanowiska. To bezczelne upolitycznianie spraw społecznych – odpowiada Przemysław Gosiewski z PiS.