Kilkudziesięciu przewoźników rozpoczęło tuż po 12.00 blokadę trzech polsko-ukraińskich przejść granicznych w Hrebennem, w Dorohusku i w Korczowej. Protestujący chcą między innymi wprowadzenia zezwoleń komercyjnych dla przewoźników ukraińskich oraz ograniczenia ich liczby do poziomu sprzed rosyjskiej inwazji na Ukrainę.
Przepuszczani mają być kierowcy samochodów osobowych, autobusów oraz pojazdów, które przewożą żywe zwierzęta, a także pomoc humanitarną i wojskową.
Protest jest zarejestrowany do 3 stycznia. Jego organizatorzy zapowiadają, że mogą blokować drogi dojazdowe do skutku.
Na każdym z przejść granicznych ma być od 20 do 50 ciężarówek.
Nasz dziennikarz Michał Dobrołowicz poprosił o komentarz na temat tego protestu prezesa Związku Pracodawców Transport i Logistyka Polska Maciej Wrońskiego.
Dziś trudno w ogóle mówić o polskich przewozach do i z Ukrainy, gdyż całkowicie utraciliśmy ten rynek na rzecz ukraińskich przewoźników, którzy kilkukrotnie zwiększyli liczbę wykonywanych przewozów od początku napaści rosyjskiej na ten kraj. Oczywiście rynek ukraiński nigdy nie był znaczący dla całej naszej branży. Ale z drugiej strony dawał pracę przewoźnikom z województwa lubelskiego i podkarpackiego, którzy wyspecjalizowali się w przewozach na wschód. Dziś stają się oni bankrutami. Szczególnie, że wobec recesji na całym rynku nie znajdą oni pracy gdzie indziej - podkreśla w rozmowie z RMF FM Maciej Wroński.
W pełni rozumiem ich emocje, które popchnęły ich do blokady przejść granicznych. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że taka forma protestu może być odbierana negatywnie ze względu na toczące się na Ukrainie działania wojenne. Ale tym bardziej należało oczekiwać wsparcia ze strony rządu dla polskich przewoźników, którzy w wyniku rosyjskiej agresji stracili źródło utrzymania. Wsparcia, o które Transport i Logistyka Polska apelowała władz już w pierwszych dniach wojny. Gdyby takie działanie zostało podjęte, zrozpaczeni przedsiębiorcy nie blokowaliby ukraińskich granic - dodaje prezes Związku Transport i Logistyka Polska.