Rozległe obrażenia wielonarządowe były przyczyną śmierci dwóch saperów, którzy zginęli 8 października w wybuchu w lesie w Kuźni Raciborskiej (Śląskie) - wykazały sekcje zwłok. W śledztwie przesłuchano już kilkunastu świadków, w tym jednego z rannych.
Miejsce wybuchu wciąż jest zamknięte, gdyż na miejscu dalej pracuje prokuratura i wojskowi. Mieli prace zakończyć w środę, ale według PAP działania potrwają dłużej.
8 października w lesie między Kuźnią Raciborską a Rudą Kozielską doszło do eksplozji. Żołnierze gliwickiego batalionu mieli unieszkodliwić niewybuchy znalezione trzy dni wcześniej. Prawdopodobnie były to pociski artyleryjskie z czasów II wojny światowej. W wyniku eksplozji na miejscu zginęło dwóch żołnierzy, a czterech innych zostało przewiezionych do szpitali. Jeden z nich wkrótce opuścił o własnych siłach szpital w Rybniku. Dwaj żołnierze w ciężkim stanie są leczeni w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym nr 5 im. św. Barbary w Sosnowcu, jeden w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Ze środowych informacji PAP wynika, iż stan tych trzech rannych nie uległ zmianie.
Postępowanie jest w toku, na miejscu zdarzenia wciąż trwają czynności z udziałem prokuratorów. Przesłuchano już kilkunastu świadków, w tym jednego z żołnierzy, którzy brali udział w czynnościach. Stan zdrowia pozostałych żołnierzy nie pozwolił na ich przesłuchanie - powiedział w środę PAP rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Łukasz Łapczyński.
Poinformował też o wynikach zarządzonych sekcji zwłok zmarłych saperów. Przyczyną ich śmierci były rozległe obrażenia wielonarządowe - przekazał.
Postępowanie prokuratury jest prowadzone w sprawie sprowadzenia zdarzenia zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób, mającego postać eksplozji materiałów wybuchowych - niewybuchów amunicji artyleryjskiej i innych pochodzących z okresu II wojny światowej, w wyniku czego śmierć poniosło dwóch żołnierzy, zaś obrażeń ciała, w tym o cechach ciężkiego uszczerbku na zdrowiu doznało czterech innych.
Teren wokół miejsca wybuchu nadal jest zamknięty. Według wstępnego planu, wojskowi mieli pozostać na miejscu do środy, ale pracujący na miejscu prokuratorzy poinformowali, że potrzebują jeszcze czasu na dokończenie czynności. Wojsko zostaje na miejscu do czasu decyzji prokuratora. Nie wiemy, do kiedy tak będzie - powiedział PAP rzecznik dowódcy generalnego rodzajów sił zbrojnych podpułkownik Marek Pawlak. Również prok. Łapczyński nie był w stanie w środę sprecyzować terminu zakończenia prac na miejscu tragedii.