Nie mam świadomości, bym kiedykolwiek kontaktował się z przedstawicielami peerelowski służb. Nigdy niczego nie podpisywałem - twierdzi Adam Daniel Rotfeld. Były szef dyplomacji jest bohaterem artykułu w „Gazecie Polskiej”. Tygodnik napisał, że w dokumentach IPN Rotfeld figuruje pod pseudonimami: „Rauf”, „Rad”, „Ralf” i „Serb”, a w aktach zachowały się jego notatki przeznaczone dla SB.
Obecny współprzewodniczący Polsko-Rosyjskiej Grupy do Spraw Trudnych nie kryje, że miał dwa kontakty z bezpieką. Gdy ukończył studia, zaproponowano mu zagraniczny wyjazd w zamian za współpracę. Rotfeld nie przystał jednak na to i potem wielokrotnie odmawiano mu paszportu.
Były minister spraw zagranicznych przypomina, że będąc pracownikiem naukowym badał stosunki polsko-niemieckie i sprawę bezpieczeństwa europejskiego. Przygotowywał także konferencję KBWE i negocjował akt końcowy tego gremium. Dokument w 1975 r. podpisało 33 państw; regulował on zasady pokojowego współistnienia krajów o odmiennych ustrojach.
W czasie rokowań zgodnie z przyjętymi procedurami dokumentowałem proces negocjacyjny. Pisałem setki sprawozdań, analiz i ocen. Nie miałem żadnego wpływu na sposób wykorzystywania tych materiałów. Z tekstu w „Gazecie Polskiej” wnoszę, że część tych materiałów była przejmowana przez pracowników MSW, zatrudnianych w charakterze dyplomatów - mówi reporterowi RMF FM Adam Rotfeld.
Instytut Pamięci Narodowej nie chce komentować doniesień o rzekomo agenturalnej przeszłości byłego szefa MSZ.