Długo oczekiwani rosyjscy inspektorzy weterynaryjni wieczorem przylecieli do Polski. Od 1 września polskie towary mięsne i mleczarskie muszą mieć specjalne rosyjskie certyfikaty, by można je sprzedawać w Rosji.
Poddanie się badaniu zadeklarowały 54 firmy. Polscy przedsiębiorcy zdają sobie sprawę, że Rosja była, jest i będzie największym importerem żywności, dlatego chcą walczyć o ten rynek. Konkurencja nie śpi i chętnie zajmie miejsce polskich producentów.
Jeśli nie zrobi tego Polska, jeśli nie zrobi tego Europa – zrobią to Brazylia, Chiny, Stany Zjednoczone - wyjaśnia przedstawiciel spółki Morliny, której do tej pory nie udało się uzyskać koniecznego certyfikatu. Spółka ma nadzieję, że tym razem będzie inaczej, choć jej przedstawiciele nie ukrywają, że pewna obawa jest.
Wynikają one przede wszystkim z nieznajomości kryteriów. Polskie zakłady nie znały i często nadal nie znają powodów, dla których nie przeszły pierwszej kontroli. Niektórzy dodają, że w ogóle brak jakichkolwiek zasad. Za taką kontrolę bez jasnych kryteriów trzeba jednak słono zapłacić. 5 tys. zł za sam „zaszczyt” bycia kontrolowanym, do tego dochodzą koszty utrzymania inspektorów – noclegi, wyżywienie, tłumacz. W sumie nawet 10 tys. złotych.