Obecna pani minister i jej polityka oświatowa to totalna katastrofa. Cechuje ją arogancja i ignorancja (...) Próba zmiany systemu szkolnictwa wczesnoszkolnego za kilka lat okaże się KATASTROFĄ!. To tylko część e-maili, które przyszły na adres naszej redakcji. W Faktach RMF FM rozliczamy minister Katarzynę Hall z planów zmian w polskiej szkole. Czekamy na Wasze komentarze - fakty@rmf.fm

Sławek:

Pani Hall jest oderwana od oświatowej rzeczywistości, podobnie jak jej poprzednicy od wielu lat. Ostatnią udaną reformą oświaty było przejście z 7-letniej do 8-letniej podstawówki. Potem były tylko coraz gorzej przeprowadzane eksperymenty. Ledwie otrząśniemy się z pomysłów jednego "reformatora" i jakoś dopniemy dokumenty i szkolną praktykę, przychodzi nowy, który burzy połowę tego, co się zrobiło i dostawia swoje klocki. My, nauczyciele zniesiemy dużo: notoryczny brak kasy na pomoce dydaktyczne, sprzęt, wyposażenie, stypendia i pomoc dla uczniów, niskie pensje. Tylko prosimy: niech pozwolą nam wreszcie pracować i pozostawią szkoły we względnym spokoju choćby kilka lat. Bo o efekty ostatnich reform trzeba zapytać rektorów szkół wyższych: poziom gimnazjalnych roczników, które weszły w ostatnich latach na uczelnie jest tragiczny - zwłaszcza w zakresie przedmiotów matematyczno - przyrodniczych. Nauczyciele akademiccy winią LO, LO wini gimnazja. A my w gimnazjach ? W zeszłym tygodniu mieliśmy test kompetencji uczniów klas 1. Na 115 piszących 22 uzyskało 0 - dosłownie: ZERO punktów. To wynik ostatnich reform: oceny opisowej, zakazu pozostawiania na drugi rok w klasach I-III SP bez zgody rodzica (!!!) i generalnie praw ucznia których się pilnuje i obowiązków, których nie możemy egzekwować (np. jak zmusić ucznia do zmiany obuwia, skoro nie można go wysłać do domu po kapcie, nie można kazać mu chodzić boso, nie można nie wpuścić na lekcje, co najwyżej wpisać uwagę, która dla gimnazjalisty bywa powodem do dumy). A rodzice tak bezkrytycznie popierają swoje pociechy i uczą ich, że w szkole mają głównie prawa, że aż szkoda gadać. Matka ucznia złapanego na paleniu wpiera mi, że uparłem się na chłopaka, włożyłem mu peta do ręki i odmuchałem dymem, żeby śmierdział (nie palę od kilku lat). I będzie coraz gorzej. Właśnie dzięki reformatorom, którym chodzi głównie o ruch w interesie: kursy, szkolenia, podręczniki, materiały, testy, koperty. Mam wrażenie, że właśnie o kasę i robotę dla kogoś w tym wszystkim chodzi, a dzieci, ich dobro i przyszłość .... to całkiem inna sprawa. I jeszcze jedno: pani Hall szczyci się, że jest praktykiem. Nie jest praktykiem. Pracę szkoły widzi przez pryzmat pracy w prywatnym liceum w bogatym mieście. I to ładnych parę lat temu.

Pozdrawiam - Sławek (nauczyciel dyplomowany w gimnazjum w małej miejscowości w Polsce B, 19 lat stażu)

Maciej:

Jestem nauczycielem w technikum. Obecna pani minister i jej polityka oświatowa to totalna katastrofa. Cechuje ją arogancja i ignorancja. Arogancja, bo wszelkie próby dyskusji z nią kończą się jak w starym kawale: "1. minister ma zawsze rację. 2. Jeśli nie ma racji - patrz pkt 2". I nie dotyczy to tylko ważnych decyzji. Przez cały zeszły rok nasza szkoła - szkoła z długimi tradycjami - walczyła o prawo wpisywania swojej nazwy na świadectwach szkolnych! Rozporządzenie ministerialne nam tego zakazało. Czy to, że oprócz numeru szkoły na świadectwie jest jeszcze nazwa tej szkoły coś szkodziło? Mógłbym cytować pisma z ministerstwa, które zostały tak sformułowane, że nie da się ich zrozumieć. Pani minister naszych uczniów, którzy pojechali do ministerstwa w tej sprawie zwyczajnie ignorowała. Cały dzień stali na zimnie przed budynkiem. W końcu w drodze wyjątku uzyskaliśmy zgodę na wpisywanie nazwy szkoły na świadectwach. A przecież to nie była fundamentalna sprawa dla oświaty! W rozmowach ze związkami zawodowymi jest podobnie. Pani minister przedstawia swoje racje i na tym koniec.

Małgorzata:

Uważam, że pani minister powinna zostać rozliczona z przeprowadzonej reformy. Gdybym mogła zadecydować wsadziłabym ją za kratki. Jestem matką sześciolatki, która została w przedszkolu. Pójściem mojej córki do szkoły interesowałam się od września 2008r. Najpierw prosząc w przedszkolu (do którego chodziła od trzech lat) aby mogła uczęszczać do zerówki (odpowiedź oczywiście odmowna), potem zebranie z przedstawicielami z kuratorium, na którym dowiedziałam się, że nie jest istotne co moje dziecko potrafi tylko czy ma siłę przepicia, tzn. jeżeli jej zachowanie nie ma cech przywódczych to lepiej żeby nie szła do szkoły bo sobie nie poradzi. W tej chwili moje dziecko, które za 4 miesiące skończy 7 lat w konspiracji poznaje literki i w domowych warunkach uczy się kaligrafii. Parodia. Czy nie mam racji, ze ktoś powinien za ten stan rzeczy odpowiedzieć?

Karol:

W momencie gdy ja chodziłem do tzw. "zerówek" opiekujący się nami pedagodzy wpajali nam podstawy takie jak nauka czytania, pisania - obecnie to wszystko spada na pierwszą klasę i w zasadzie proces edukacji dzieci się przesuwa - nie w wieku lecz w klasach jaki tego może być skutek? Bardzo prosty - dramatycznie obniży się jakość szkolnictwa w Polsce.

Przemek:

W większości państw starej Unii 6-latki chodza do szkoly. Moj szef (jestem doktorantem w Holandii) zdziwil sie ostatnio bardzo ze zączałem szkolę w wieku 7 lat, stwierdził ze "rok zmarnowalem". Nie mam obsesji maniakalnej do kopiowania wszystkiego z bardziej cywilizowanych miejsc świata do Polski, ale skoro wszyscy (lub prawie wszyscy) na Zachodzie posyłają swoje dzieci od 6 roku życia do szkół to cos w tym musi być...

Wojtek:

Chciałem wypowiedzieć sie w kwestii zmian w szkolnictwie, na które to zmiany w tym roku patrzę z dwóch perspektyw. Z jednej strony jako ojciec siedmiolatki która poszła do pierwszej klasy, z drugiej jako mąż nauczycielki języka niemieckiego w klasach I-VI. Opinie nauczycieli - przynajmniej w szkołach w których uczy moja żona - w kwestii pani minister Hal są jednakowe - przebiła wszystkie pomysły pana Giertycha, którego tak bardzo sie obawiali, a w gruncie rzeczy okazał się znacznie lepszy. Moja żona jest jeszcze w tak kiepskiej sytuacji, że zainwestowała swój czas w naukę języka który w tej chwili jest całkowicie ignorowany i powoli eliminowany w szkołach podstawowych na rzecz języka angielskiego. Co pani Hal ma do zaoferowania setkom germanistów, którzy po parunastu lub w niektórych parudziesięciu latach przekazywania wiedzy zostaną bez pracy - zapewne nic. Niestety nie ma również czym zachęcić anglistów aby chętnie przychodzili do pracy w szkołach - szczególnie w większych miastach, gdzie można znaleźć lepszą (lepiej płatną) pracę. Z perspektywy dziecka początki edukacji wyglądają jeszcze gorzej. Moja córka pilnie uczyła sie w zerówce, nierzadko hamowana przez nas, aby za bardzo nie wyprzedała materiału. Skutkiem tego w tej chwili na lekcjach nudzi się i nie dziwi mnie, że nauka to dla niej zajęcie nie sprawiające radości (rysowanie po szlaczkach, czy przepisywanie linijek z literkami). O ciężarach dźwiganych przez uczniów napisano już tyle, że szkoda na to miejsca - w każdym bądź razie nic sie nie zmieniło. Również w kwestii ponoszonych kosztów podręczników i całego wyposażenia nie ma zmian. Dla uboższych rodziców jest to spore obciążenie budżetu.