Świat nie jest sprawiedliwy. Dobrzy ludzie czasem cierpią, a łajdacy mają się świetnie. Jedni umierają młodo i w cierpieniu, inni żyją długo i dostatnio. I nijak nie da się znaleźć sprawiedliwości w różnych losach ludzkich. I to właśnie odkrycie fundamentalnej niesprawiedliwości świata jest źródłem pragnienia raju.
Raj, niebo, nadzieja na inne, lepsze życie wcale nie jest pierwotnym przekonaniem ludzkości. Starożytni Grecy wierzyli wprawdzie w zaświaty, ale ta wiara daleka była od nadziei.
Szarobury świat, pozbawiony radości i nadziei niewiele miał wspólnego z wizją Nieba, jaką mają obecnie chrześcijanie. Ta wiara obca była także autorom Biblii, którzy uznawali jedynie ziemskie błogosławieństwo Boga, i dla których - co świetnie pokazuje księga Hioba - fakt brutalnej niesprawiedliwości świata sprawiał potężny problem intelektualny.
Wiara w Niebo pojawia się w judaizmie świątynnym, ale - co pokazują nawet Ewangelie - wcale nie jest powszechna wśród Żydów czasów Jezusa. Jedni - by wymienić faryzeuszy i Jezusa, który, z perspektywy współczesnych - był przecież żydowskim rabbim - wierzyli już w Niebo, życie wieczne, inni - jak sadyceusze - w nie nie wierzyli i uznawali, że nasze życie kończy się po tej stronie.
Spór trwał, a Jezus w Ewangeliach wypowiada się w tej sprawie po stronie faryzeuszy. Ci ostatni zresztą - po upadku Świątyni w Jerozolimie - nadali nowy kształt judaizmowi i wraz z nimi wszedł do tej religii obraz Nieba.
Chrześcijanie, co nie zaskakujące, idąc za Jezusem także uznali istnienie Nieba (i piekła, miejsca potępienia, oczyszczenia również).
Jeśli między tymi dwiema religiami istnieje jakaś różnica w kwestii miejsca wiecznej radości, to jedynie w kwestii tego, czy ostatecznie jest to miejsce, w którym przebywają tylko dusze (tak wierzą niektórzy z wyznawców judaizmu, choć wcale nie wszyscy), czy jednak raj jest miejscem, gdzie będziemy z duszą i ciałem (w co wierzą wszyscy chrześcijanie, spierając się, co najwyżej o to, czy zmartwychwstanie ciał nastąpi dopiero po Sądzie Ostatecznym, czy jednak reintegracja cielesności, jej przemiana, dokonuje się od razu po śmierci, co jest przekonaniem części współczesnych teologów, którzy zwracają uwagę na to, że człowiek bez ciała zwyczajnie nie jest człowiekiem).
Cielesność w Niebie - dla chrześcijanina - jest oczywiście inna niż ta na ziemi, bo pozbawiona elementu cierpienia czy przemijania, ale pozostaje realna.
Jak wygląda? Cóż, tu chrześcijanie wielkiej wiedzy nie mają, bo ci, którzy żyją nie byli w Niebie, a którzy umarli nie są w stanie się z nami skontaktować.
Jedyne, co możemy powiedzieć to tyle, że "ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują" (1 Kor, 2, 9).
To zastrzeżenie nie powinno przesłaniać faktu, że obrazowanie chrześcijańskie jest jednak przeniknięte muzyką, wieczną harmonią i szczęściem.
Bardziej sensualne, fizykalne czy wręcz przyziemne jest obrazowanie raju obecne w islamie. Mahomet przejął tę ideę z tradycji żydowskiej i chrześcijańskiej, i co do zasady jego myślenie nie różni się od tego, jakie mają chrześcijanie i Żydzi.
Jeśli coś jest odmienne, to co najwyżej potoczne obrazy rajskiego życia. Na ludzi, którzy oddali życie w dżihadzie (termin ten obejmuje zarówno realną wojną o islam, jak i wytrwałość ascetyczną) czekają w Raju piękne dziewice i wino, którego po tej stronie pić nie wolno.
I choć są znawcy Koranu, którzy sugerują, że wspomniane dziewice, to efekt złej interpretacji, bo w istocie islam ofiarowuje zbawionym jedynie słodycz rodzynek, to za takie "herezje" można zostać potępionym przez całkiem ziemskich przedstawicieli tej religii.
Niezależnie jednak od różnicy w obrazowaniu, jedno pozostaje wspólne i Żydzi i chrześcijanie i wyznawcy islamu wierzą w raj.
Ślady takiej wiary, choć już odmiennej, znajdziemy także w religiach Dalekiego Wschodu. Tu jednak Raj wcale nie jest celem, a jedynie elementem drogi (i to wcale nie najbezpieczniejszym).
Celem jest wyzwolenie się z kręgu wcieleń, a raj - choć jest nagrodą za dobre życie - jako pozbawiony cierpienia i prób, choć daje niezmiernie długie szczęście - jest jednak tylko elementem owego kręgu, który zatrzymuje rozwój.
I choć znajdujemy odmiany buddyzmu, które wskazują, że właśnie z raju najłatwiej się wyzwolić, to nie brakuje też takich, które ostrzegają, że to wbrew pozorom jest zatrzymanie wzrostu i w efekcie utrudnienie na drodze do wyzwolenia. Wyzwolenia, które jest absolutnie niewypowiedziane. To zresztą sprawia, że to raczej ono, choć jest bezosobowe, utożsamiono może być z chrześcijańskiej rajem.
I na koniec trudno nie zadać pytania, skąd taki wspólny, ponadreligijny głos na temat raju? Odpowiedzią jest chyba właśnie fundamentalna niesprawiedliwość świata. Świat nie jest sprawiedliwy, i nie ma od tego ucieczki.
Jedni rodzą się w bezpiecznym kraju i żyją w pokoju, inni nie. Jedni są zdrowi i bogaci, inni nie. Jedni przychodzą na świat w normalnej sytuacji, inni w patologicznej. Świat nie jest w stanie odpowiedzieć na tę formalną niesprawiedliwość.
Tym, co na nią odpowiada jest uznanie, że istnieje jakaś wieczna sprawiedliwość, miejsce, w którym cierpienie zostanie ukojone, a sprawiedliwość zaspokojona. Takim miejscem ma być raj.
To pragnienie sprawiedliwości, jeśli ma być zaspokojone, potrzebuje zaś Boga. I dlatego Joseph Ratzinger (późniejszy papież Benedykt XVI) wskazywał, że koniecznym warunkiem godności człowieka, ale też zaspokojenia potrzeby sprawiedliwości jest "nieśmiertelność" czy niebo.
"[...] wyznanie nieśmiertelności nie jest niczym innym, jak uznaniem tego, że Bóg naprawdę istnieje" - zaznaczał Ratzinger w książce "Śmierć i życie wieczne".
I stąd, jak się zdaje, bierze się wiara w raj. Ono zaspokaja tę potrzebę sprawiedliwości.