Ponad 80 osób szukało w miniony weekend jakichkolwiek poszlak w sprawie zaginięcia Michała Rosiaka. Mija trzeci tydzień, od kiedy chłopak zniknął bez śladu w okolicach dworca kolejowego Poznań Garbary.
17 stycznia Michał Rosiak bawił się z kolegami w jednym z nocnych klubów na terenie Starego Miasta. Po tym, gdy wyszedł z imprezy, udał się na przystanek "Szelągowska". To tam zarejestrowała go kamera przejeżdżającego autobusu. Tam też znaleziono jego telefon komórkowy. Jak zeznała kobieta, która przekazała go policji - aparat leżał w wymiocinach. Śledczy zabezpieczyli je do analizy.
Jej wyniki mają przynieść odpowiedź na pytanie, czy zaginiony mógł spożyć feralnego wieczoru jeszcze inne substancje niż alkohol. Policja na razie szczędzi konkretów w sprawie swoich dotychczasowych ustaleń. Wiadomo, że część poszukiwań toczyła się także nad Jeziorem Maltańskim. W minionym tygodniu śledztwo w sprawie zaginięcia studenta wszczęła prokuratura okręgowa w Poznaniu, która by móc rozpocząć postępowanie - musiała przyjąć kwalifikację czynu. Śledztwo toczy się pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci.
Weekendowe poszukiwania, zorganizowane przez ochotników z rodzinnej miejscowości 19-latka to już druga tego typu akcja. Wczoraj jej uczestnicy (również specjaliści ze strażackich grup ratowniczych) przeszukali trudno dostępne bunkry i fortyfikacje na poznańskiej Cytadeli. Kolejna grupa szukała też śladów chłopaka nad brzegami Warty. Żadne z tych działań nie przyniosły jak na razie rezultatu. Ochotnicy zapowiedzieli jednak, że wrócą do Poznania, by po raz kolejny próbować szukać zaginionego.