Przeszukania w lubelskim mieszkaniu Janusza Palikota i w jego biurze księgowym. To działania na zlecenie prokuratury, która twierdzi, że były polityk nie zapłacił ponad miliona złotych podatków. Palikot twierdzi, że "był to powszechnie znany fakt, gdyż byłem Posłem RP. Sprawa zakończyła się w 2015 roku domiarem podatku dochodowego w wysokości 2,2 mln zł, który został zapłacony. Tyle w temacie".
Według śledczych, Janusz Palikot nie odprowadził podatku za zbycie udziałów w spółce Polmos. To miało uszczuplić wpływy do Skarbu Państwa właśnie o ten milion złotych.
Prokuratura twierdzi, że w ogóle nie zgłosił tej transakcji, która powinna być opodatkowana. Dlatego wszczęto śledztwo, które na razie owiane jest tajemnicą - to że jest prowadzone wyszło na jaw w związku z przeszukaniami prowadzonymi przez funkcjonariuszy Mazowieckiego Urzędu Celno-Skarbowego. Jak dotąd postępowanie prowadzone jest w sprawie - nikt nie ma postawionych zarzutów.
"To znana sprawa, zakończyła się w 2015 roku" - tak Janusz Palikot komentuje śledztwo w sprawie zalegania z ponad milionem złotych podatku. Były polityk twierdzi, że trzy lata temu zapłacił 2 miliony 200 tysięcy złotych domiaru podatku dochodowego. Na Twitterze napisał, że sprawa dotyczy okresu podatkowego 2005-2010 i była powszechnie znana, gdy był posłem. Jak dodaje, wtedy się zakończyła i "tyle w temacie".