Prezydentowa Anna Komorowska oraz - prezydencka minister Irena Wóycicka - spotkały się z delegacją pracownic kopalni i żon górników. Według manifestujących, do stolicy przyjechało około 200 osób, które walczą o miejsca pracy. Spod stadionu Legii przeszły do siedziby Kancelarii Prezydenta przy ul. Wiejskiej z transparentami: "Śląsk to Polska, górnicy to Polacy", "Łapy precz od KWK Brzeszcze" i "Solidarność".
W spotkaniu z pierwszą damą wzięły udział cztery osoby - po jednej z każdej przeznaczonej do likwidacji kopalni. Panie wyraziły ogólne, bardzo ważne zdanie, że jako kobiety wierzą, że dialog i porozumienie są najlepszym sposobem rozwiązania sytuacji; że wierzą w taki dialog i porozumienie - powiedziała Wóycicka. Zaznaczyła, że ani prezydent, ani Anna Komorowska nie są stroną konfliktu i "z pewnością nie będą osobiście uczestniczyć w tym dialogu". W dialogu muszą uczestniczyć strona rządowa i związki zawodowe, i wszyscy się na to zgodzili - podkreśliła.
Gdy trwała rozmowa Anny Komorowskiej z przedstawicielkami delegacji, pozostałe kobiety, które przyjechały do Warszawy, stały przed Kancelarią Prezydenta i skandowały: "Nie pozwolimy na likwidację kopalni KWK Pokój", "Nie oddamy naszych miejsc pracy" oraz "Chcemy pracować, a nie protestować". Kobiety miały na głowach górnicze kaski.
Jedna z nich - pani Stanisława z kopalni Brzeszcze powiedziała, że przyjechała do Warszawy wraz z koleżankami, by bronić miejsc pracy. Na kopalni pracuję 40 lat, mój syn pracuje 10 lat, teraz chcą nas zwolnić, bo zamykają kopalnię, która ma ogromne pokłady węgla. Gdzie ja znajdę pracę, jak u nas same supermarkety, hipermarkety - powiedziała.
Z kolei pani Jolanta pytała: Co to za gospodarz, który wyrzuca na bruk ludzi, których jedynym miejscem pracy jest kopalnia?. Podkreśliła, że w jej rodzinie od pokoleń pracuje się w kopalni. I nie jest prawdą, że kopalnia Pokój nie jest rentowna - przekonywała.
Delegacja, która przyjechała do Warszawy, wręczyła petycję skierowaną do prezydenta Bronisława Komorowskiego. Szanowny panie prezydencie, w imieniu rodzin górniczych, kobiet pracujących w górnictwie, mieszkańców Brzeszcz, Bytomia, Gliwic, Rudy Śląskiej i Zabrza, drobnych przedsiębiorców oraz firm kooperujących z kopalniami zwracamy się do Pana z apelem o wsparcie i doprowadzenie do odwołania decyzji rządu dotyczącej likwidacji kopalń i tysięcy miejsc pracy - napisano.
Autorki petycji podkreślają, że "zostały doprowadzone do rozpaczy" i nie będą biernie patrzeć na niszczenie ich domów i skazywanie rodzin na biedę. Deklarują, że będą walczyć o przyszłość swoją i dzieci. Dlatego gorąco prosimy pana prezydenta o pomoc. Wierzymy, że tylko pan prezydent jest dzisiaj w stanie przerwać koszmar naszych rodzin i doprowadzić do zmiany postawy rządu, która pozwoli wypracować program prawdziwej naprawy, a nie likwidacji polskiego górnictwa - czytamy.
Autorki petycji podkreśliły, że są kobietami pracującymi w górnictwie, żonami i córkami górników. Nasze życie i życie naszych rodzin jest związane z kopalniami. Nagle z dnia na dzień dowiedziałyśmy się, że nasze kopalnie, miejsca pracy naszych mężów i ojców mają zostać zlikwidowane. Jesteśmy oburzone faktem, że ktoś lekką ręką skreśla nas, nasze rodziny, skazuje na życie w biedzie, skreśla nasze miasta, nasze małe ojczyzny.
W dokumencie możemy przeczytać, że rząd, podejmując decyzję o zamykaniu kopalń, zapomniał, że dają one pracę i utrzymanie dziesiątkom tysięcy ludzi. Nie tylko górnikom i ich rodzinom, ale także pracownikom firm kooperujących z górnictwem i lokalnym przedsiębiorcom, którzy również zbankrutują, jeżeli kopalnie zostaną zlikwidowane. Upadek górnictwa oznacza katastrofę społeczną i gospodarczą dla całego naszego regionu - wskazały autorki.
Według nich, zapewnienia rządu dotyczące tworzenia nowych miejsc pracy dla pracowników zamykanych kopalń "są mrzonką i kolejną obietnicą bez pokrycia". W naszych miastach już raz przeżywałyśmy restrukturyzację górnictwa polegającą na likwidacji zakładów górniczych. Wtedy również obiecywano nam rozwój, inwestycję i nowe miejsca pracy. Zamiast nich w naszych miastach powstały całe dzielnicy biedy, bezrobocia i beznadziei - napisały.