"Jeżeli chodzi o decyzję ws. jednodniowych wyborów, wydaje się, że prezydent stosuje metodę niepodnoszenia temperatury sporu" - tak zapowiedź Bronisława Komorowskiego o wyznaczeniu 9 października jako dnia głosowania komentuje Jarosław Flis, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Wyraźnie widać, że PiS jest bardzo negatywnie nastawione do dwudniowego głosowania i podnosi wątek ewentualnych nadużyć, wydaje się, że ta sprawa została przez prezydenta tak rozstrzygnięta, żeby nie mnożyć kontrowersji, tylko je rozwiązywać. Jedno z narzędzi wewnętrznej mobilizacji zostało z rąk PiS wytrącone, co nie oznacza, że nie będą przedstawiane inne obawy w sprawie fałszowania wyników - podkreśla Flis.
Jeżeli chodzi o termin wyborów, jest to dla mnie zagadka. Wydaje się, że za wcześniejszym terminem przemawia m.in. lepsza pogoda i przez to mniej barier, chociaż wiadomo, że jest ona zmienna i może być różnie. Pogoda ma istotny wpływ na frekwencję - dodaje.
Tym czynnikiem, który przemawia za wcześniejszym terminem jest to, że późniejsze głosowanie niosłoby większe prawdopodobieństwo wystąpienia problemów budżetowych. Pojawia się tutaj wielka niewiadoma - wpływ prezydencji i innych wydarzeń, które mogą pojawić się w kraju - powiedział ekspert.
Krótsza kampania zawsze działa na rzecz tych, którzy są na górze, to zmiana preferencji wymaga czasu, a nie ich utrzymanie. Zwykle krótkie kampanie bardziej pomagają rządzącym niż opozycji. Jednak jest jeszcze sporo czasu, a nastroje społeczne mogą się diametralnie zmieniać, nawet w ciągu dwóch tygodni. To nie jest czynnik przesądzający o wyniku wyborów. Wszystko nadal jest w rękach prowadzących kampanię - twierdzi Flis.