Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze potwierdza, że hala z chemikaliami w Przylepie, która zapaliła się w ubiegły weekend - nie miała monitoringu miejskiego. "Zabezpieczono monitoringi, które były zlokalizowane w pobliskich halach przez prywatnych przedsiębiorców" - przekazała rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze - prokurator Ewa Antonowicz. Na miejscu pożaru przeprowadzone zostały oględziny z udziałem biegłych.
O wszczęciu śledztwa dotyczącego pożaru hali w Przylepie Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze poinformowała we wtorek. Postępowanie dotyczy spowodowania zagrożenia dla zdrowia i życia osób oraz mienia wielkiej wartości. Grozi za to do 8 lat więzienia.
Dziś rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze - prokurator Ewa Antonowicz - przekazała nowe informacje dotyczące śledztwa. Jak poinformowała, oględziny na miejscu pożaru przeprowadzili biegli z zakresu m.in. pożarnictwa, chemii i ochrony środowiska. Pobrano próbki do badań. My nie możemy opierać się na wynikach badań zleconych przez inne organy. Oczywiście, będzie to stanowiło materiał dowodowy w sprawie i będzie podlegało ocenie, natomiast prokuratura jako organ niezależny, ma na celu przeprowadzenie wszechstronnego postępowania w tym właśnie zabezpieczenie procesowe materiałów m.in. próbek - wyjaśniła rzeczniczka zielonogórskiej prokuratury.
Prokuratura przekazała, że miejsce pożaru zostało zarejestrowane skanerem 3D. Prokuratura podjęła czynności niezwłocznie, aby zarejestrować miejsce zdarzenia tak, żeby biegli później mogli na podstawie tego materiału przeprowadzić swoje opinie, w zakresie zarówno ustalenia przyczyn pożarów, a także jego rozmiarów - tłumaczyła prokurator Antonowicz. Skaner 3D ma przede wszystkim zarejestrować, jaki jest stan tej hali, jakie znajdują się tam przedmioty, chodzi o ich położenie, a także gdzie znajdowało się epicentrum powstania pożaru. Wczoraj podczas oględzin z udziałem prokuratora, biegli wraz z prokuratorem udali się do środka hali. Tam przeprowadzono oględziny i ustalono, gdzie doszło do zarzewia tego pożaru - zaznaczyła.
Śledczy podkreślają, że na tym etapie żadna z możliwych przyczyn pożaru nie została wykluczona. Gromadzimy przede wszystkim dowody, są przesłuchiwani świadkowie m.in. osoby, które są właścicielami bądź zajmują halę - powiedziała prokurator Antonowicz. Odniosła się też do informacji, że hala nie była objęta monitoringiem miejskim. Mogę potwierdzić, że monitoringu miejskiego nie było. Natomiast zabezpieczono monitoringi, które były zlokalizowane w pobliskich halach przez prywatnych przedsiębiorców. Zabezpieczono również rejestrator, natomiast jeszcze nie został poddany oględzinom z uwagi na to, że uległ również znacznemu zniszczeniu podczas pożaru. Będziemy ustalać, czy jest możliwe odzyskanie danych - wyjaśniła.
Dopytywana o ilość chemikaliów, jaka po pożarze nadal jest w hali, prokurator Antonowicz odpowiedziała: "Nie jesteśmy w stanie tego ocenić". Po przeprowadzeniu i uporządkowaniu tego terenu, czyli zabezpieczeniu każdej z beczek będzie to możliwe - sprecyzowała.
Strażacy od soboty walczyli z pożarem hali w Przylepie, w której składowane były niebezpieczne substancje. Działania gaśnicze zakończyły się w niedzielę wieczorem. Jak informował rzecznik lubuskiej PSP st. kpt. Arkadiusz Kaniak, w całej akcji wzięło udział łącznie 376 strażaków, 107 pojazdów i 2 samoloty.
Do sprawy pożaru hali odniósł się w piątek na nadzwyczajnej sesji Rady Miasta Zielona Góra prezydent Janusz Kubicki.
Chciałbym podkreślić, że nigdy nikt nie powiedział, że w Przylepie nic się nie stało, że tam nie wydarzyło się nic złego. Dobrze o tym wiemy. Chciałbym podkreślić, że w żadnym momencie, w trakcie prowadzenia akcji ratowniczej nie doszło do zagrożenia zdrowia i życia mieszkańców. To było monitorowane cały czas i było dla nas bardzo ważne i bardzo istotne - mówił. Chciałbym przeprosić mieszkańców, bo to oni zostali narażeni na niebezpieczeństwo - podkreślał.
Źle się z tym czuję, co się stało. Tak, nie wykazałem się skutecznością, nie udało mi się doprowadzić do utylizacji tego, co tam się znajdowało. Nie jest tak, i nigdy nie było, że lekceważyliśmy ten problem - zaznaczył Kubicki.
Domyślam się, że mieszkańcy Zielonej Góry bali się i dalej się boją. Jeżeli ktoś się z państwa nie bał to jestem pełen podziwu, bo ja się bałem. Chciałbym podziękować również mieszkańcom za wszystkie sygnały, które płynęły, bo wiele rzeczy było dla nas nie do ogarnięcia, ponieważ myśmy o nich po prostu nie wiedzieli - powiedział prezydent Zielonej Góry.