Nie 25, ale 497 samochodów elektrycznych było transportowanych przez statek, płonący od kilku dni u wybrzeży Holandii. Fremantle Highway przewoził w sumie blisko 4 tysiące pojazdów z Niemiec do Egiptu.
Dziś ponownie podejmowane są wysiłki, aby opanować ogromny pożar na frachtowcu Fremantle Highway. Statek dryfuje w pobliżu holenderskiej wyspy Ameland.
Początkowo informowano, że na statku transportowanych było 3 tysiące samochodów, w tym 25 tak zwanych elektryków.
Wczoraj okazało się, że pojazdów jest o tysiąc więcej, dziś wychodzi na jaw, że także liczba aut elektrycznych jest znacznie wyższa - na pokładzie Fremantle Highway jest blisko 500 samochód elektrycznych. To właśnie na skutek zapalenia się jednego z nich miał powstać ogromnych pożar na frachtowcu.
200-metrowy statek płynął z niemieckiej Bremy do Egiptu. Stamtąd samochody miały trafić dalej do Singapuru. Zapalił się w nocy z wtorku na środę, gdy znajdował się na Morzu Północnym ok. 30 km na północ od holenderskiej wyspy Ameland.
Niderlandzkim służbom udało się uratować 22 z 23 członków załogi. Jedna osoba zginęła.
Jednostka pływająca pod banderą Panamy została wyczarterowana przez japońską firmę K Line.
Przyczynę pożaru będzie można ostatecznie ustalić dopiero po jego opanowaniu, co może potrwać jeszcze kilka dni.
Rzecznik straży przybrzeżnej przekazał, że obecnie brane są pod uwagę trzy scenariusze. Pierwszy zakłada, że pożar uda się ugasić i statek będzie można odholować do jednego z portów. Drugi przewiduje, że jednostka zatonie. Natomiast według trzeciego, służby będą czekały na wypalenie się jednostki.
Istnieje realne niebezpieczeństwo, że na pokładzie frachtowca może dojść do eksplozji pojazdów elektrycznych, co grozi katastrofą ekologiczną - ostrzegają eksperci.