Dotychczasowe badania DNA potwierdziły tożsamość 9 z 11 ofiar katastrofy samolotu pod Częstochową. Ostateczna lista ofiar ma być gotowa w najbliższych dniach - podała prokuratura.

W katastrofie samolotu, używanego przez prywatną szkołę spadochronową, 5 lipca zginęło 11 osób, ocalała jedna. W chwili przyjazdu strażaków na miejsce, poza samolotem znajdowały się trzy osoby. Ciała dziewięciu ofiar, które znajdowały się we wraku, zostały praktycznie zwęglone.

Jak przekazał rzecznik częstochowskiej prokuratury prok. Tomasz Ozimek, na razie wciąż trwają wstępne czynności postępowania - m.in. identyfikacja ofiar, zabezpieczanie materiałów, w tym dokumentów oraz przesłuchania świadków.

W ub. tygodniu przeprowadzono sekcje zwłok ofiar katastrofy. Przyczyną ich śmierci były wielonarządowe obrażenia, które powstały wskutek uderzenia samolotu o ziemię lub obrażenia powstałe wskutek działania wysokiej temperatury.

Od ub. tygodnia trwają też porównawcze badania genetyczne - konieczne dla potwierdzenia tożsamości ofiar. Do tej pory udało się to wobec dziewięciorga z nich. To osoby w wieku 21-40 lat: pilot samolotu, instruktorzy oraz skoczkowie - samodzielni i mający skakać w tandemie.

Co do dwóch osób badania DNA trwają. Są dość trudne, musieliśmy pobierać materiał porównawczy od drugiego członka rodziny. Biegli pracują, mają materiał - powiedzieli, że wyniki powinny być znane we wtorek lub środę
- wskazał prok. Ozimek. Po identyfikacji prokuratura udostępnia zwłoki rodzinom.

Prok. Ozimek poinformował też, że dotąd udało się odczytać dane z dwóch montowanych na kaskach kamer, które ofiary katastrofy miały ze sobą. Tylko jedną z nich nagrano przygotowanie do lotu i instruktaż; została wyłączona w chwili kołowania samolotu. Na pokładzie znajdowała się też jeszcze jedna kamera, jednak jej uszkodzenia uniemożliwiły odczytanie danych poza laboratorium. W laboratoriach znalazły się już wymontowane z wraku silniki, a także elektronika samolotu.

Niezależnie od tego, do śledczych zmierza już dokumentacja z warszawskiej firmy, która leasingowała samolot szkole spadochronowej. Śledczy zwrócili się też o dokumenty z kontroli Urzędu Lotnictwa Cywilnego.

Według prok. Ozimka dotąd w śledztwie przesłuchano wiele osób. Dwóch prowadzących je prokuratorów będzie analizowało ten materiał. Prawdopodobnie w przyszłym tygodniu na tej podstawie powstanie bardziej szczegółowy plan dalszego postępowania.

Częstochowska prokuratura prowadzi śledztwo pod kątem przestępstwa sprowadzenia katastrofy w ruchu lotniczym. Równoległe postępowanie - we współpracy ze śledczymi - prowadzi Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych. Jej rolą jest znalezienie przyczyny wypadku oraz wskazanie właściwych działań profilaktycznych.

Z dotychczasowych ustaleń służb wynika m.in. że w chwili katastrofy nie pracował lewy silnik maszyny (eksperci mają też wątpliwości co do prawego). Samolot spadł ok. 3 km od lotniska w Rudnikach - w miejscowości Topolów, w gminie Mykanów. Specjaliści wskazują m.in., że bezpośrednio przed katastrofą leciał na wysokości ok. 100 m, a powinien znajdować się 200-300 m wyżej; możliwe, że wpływ na to miała wysoka tego dnia temperatura (wpływająca m.in. na sprawność silników i na pogorszenie aerodynamiki).

Jedyny ocalały w katastrofie mężczyzna zeznał m.in., że pilot przed katastrofą poinformował o awaryjnym lądowaniu, jednak wkrótce doszło do tzw. przeciągnięcia, czyli utraty siły nośnej i sterowności - przy niskiej prędkości i wobec innych czynników. To zeznanie pokrywa się z wnioskami PKBWL - maszyna zmierzająca do miejsca odpowiedniego dla lądowania awaryjnego zaczęła spadać, uderzając o ziemię pod ostrymi kątami pochylenia i przechylenia.

Dwusilnikowy samolot Piper PA-31 Navajo był przerobiony pod kątem skoków spadochronowych, m.in. wymontowano z niego większość wewnętrznego wyposażenia, przez co mógł zostać zarejestrowany na większą niż pierwotnie liczbę osób.

(jad)