Wprawdzie nie ma jeszcze ostatecznych ustaleń dotyczących podziału Iraku na sektory i rozmieszczenia w nich międzynarodowych sił stabilizacyjnych, ale wiele wskazuje na to, że Polska odegra w nich ważną rolę.

Być może już pod koniec tego miesiąca w Iraku zaczną działać międzynarodowe siły stabilizacyjne złożone z żołnierzy 10 państw, w tym Polski - twierdzi minister spraw zagranicznych Włodzimierz Cimoszewicz. Opinia ta powstała zapewne po konsultacjach z szefami dyplomacji innych państw, bo Cimoszewicz uczestniczy w konferencji Piętnastki oraz krajów kandydujących, która odbywa się w Grecji.

Wstępny plan przewiduje podział Iraku na trzy sektory, które byłyby patrolowane przez wojska stabilizacyjne pod kierownictwem Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Polski. Oddziały te funkcjonowałyby niezależnie od sił bojowych koalicji stacjonujących w tym kraju.

Minister obrony narodowej Jerzy Sznajdziński twierdzi, że Polska ma szansę na zarządzanie jedną ze stref. Zależy to jednak od rozwiązania podstawowej kwestii - finansowania tej operacji.

Liczymy na wsparcie polegające na pokryciu kosztów przygotowania, wysłania i pobytu polskich żołnierzy w Iraku. Jeśli operacja trwałaby rok, mówimy o kilkudziesięciu milionach dolarów.

Dokładnie skład tych sił będzie omawiany podczas zapowiedzianej na przyszły tydzień w Londynie specjalnej konferencji. Jak pisze „The New York Times” kolejna taka konferencja odbędzie się potem w Warszawie.

Plan utworzenia sił stabilizacyjnych jest szeroko dyskutowany w zachodnich mediach. Zdaniem jednego z czołowych polityków niemieckiej chadecji,

to, że nasz kraj ma szanse na kierowanie jedną ze stref oznacza, że Polska - jak to określił awansowała do ekstraklasy. Natomiast Niemcy spadły do trzeciej ligi polityki międzynarodowej. Głosy austriackich mediów zebrał wiedeński korespondent RMF Tadeusz Wojciechowski. Posłuchaj:

Foto Archiuwm RMF

06:40