Po apelach słuchaczy i RMF FM znaleźli się posłowie, którzy obiecali honorowo zrezygnować z połowy odprawy, czyli z około 15 tysięcy złotych. Zadeklarowali, że pieniądze przeznaczą na domy dziecka.
Zgodnie z prawem posłowie dostaną równowartość trzymiesięcznej diety, czyli około 30 tysięcy złotych na osobę. Pieniądze należą się tym, którzy po wyborach nie wrócą do Sejmu. To oburzyło słuchaczy:
Z tego, co wiem, jeżeli ja jako młody człowiek zrezygnuję z pracy sam lub zostanę zwolniony dyscyplinarnie, to nie dostanę odprawy. Dlaczego w takim razie posłowie po samorozwiązaniu mają prawo do pełnych odpraw - napisał do nas Michał ze Szczecinka. Rozmawiał z nim wczoraj reporter RMF FM Paweł Żuchowski:
Choć zdaniem większości Polaków podobne finansowe wyróżnienie odchodzącego pracownika jest niesprawiedliwe, nie można pozbawić posłów odpraw. Parlamentarzyści nie są zwykłymi pracownikami - nie mają normalnej umowy o pracę.
Poseł jest zatrudniony przez wyborców i zamiast Kodeksowi Pracy, podlega specjalnej ustawie o wykonywaniu mandatu posła i senatora. A tam jest zapis, że posłom, którzy nie dostaną się do nowego parlamentu przysługuje odprawa na koniec kadencji. I nieważne, czy skończyła się ona po roku, dwóch, czy po czterech latach.
Ale nie brakuje i takich, którzy nie chcą zrezygnować z pieniędzy. Najczęściej pada argument, że były poseł, czy senator to persona non grata na rynku pracy. Dlatego senator Kazimierz Kutz sugeruje nawet dożywotnie renty dla byłych parlamentarzystów.
Nawet z połowy odprawy nie zamierza zrezygnować Piotr Gadzinowski z SLD. Ja wezmę odprawę, by otworzyć mały biznes, stworzyć sobie miejsce pracy - zaznacza. O biznesie nie myśli Janusz Zemke i może dlatego myśli, że jemu miesięczna odprawa wystarczy, a resztę pieniędzy odda na dom dziecka. Całą kwotę na szczecińskie domy dziecka odda Sławomir Nitras z Platformy.
A po wyborach RMF FM sprawdzi, kto stoi w kolejce do kasy Sejmu.