Burza na terytoriach palestyńskich po tym, jak Izrael ogłosił, że zamierza usunąć Jassera Arafata. Może to oznaczać, że gabinet Ariela Szarona chce wydalić palestyńskiego przywódcę, ale także to, iż chce go fizycznie wyeliminować.

Izraelczycy podkreślają, że termin usunięcie nie został użyty przypadkowo. Rząd Szarona uważa, że pozbycie się Arafata jest konieczne, by odblokować proces pokojowy.

Po ogłoszeniu decyzji izraelskiego gabinetu bezpieczeństwa, wokół kwatery palestyńskiego lidera w Ramallah zgromadził się tłum ludzi, palestyńskie demonstracje przeszły też ulicami największych miast Autonomii. Przedstawiciele przybocznej gwardii Arafata, Fatahu, wezwali Palestyńczyków do czuwania dzień i noc przed Mukatą.

Sam Arafat oświadczył, że nie boi się izraelskich gróźb i dodał, iż nikt nie może go wyrzucić.

Z kolei nominowany na stanowisko premiera Autonomii Ahmed Korei tymczasowo zawiesił tworzenie nowego rządu, ostrzegł także, iż izraelska decyzja będzie beczką prochu, która wysadzi cały Bliski Wschód.

Z decyzją o usunięciu Arafata nie zgadza się były minister spraw zagranicznych, Szimon Peres: Myślę że byłby to błąd. Arafat za granicą będzie bardziej szkodliwy.

Z decyzji Izraela nie są zadowolone także Stany Zjednoczone. Ostatnio i Colin Powell i Conoleezza Rice wyrażali przekonanie, że taki krok może przynieść więcej szkody niż pożytku.

Biały Dom powstrzymuje się jednak na razie od użycia ostrych słów wobec Szarona. Według „The New York Times” administracja obawia się, że krytyka Izraela, może tylko usztywnić jego stanowisko.

Nieoficjalnie mówi się, że Waszyngton zamierza - poprzez swych przedstawicieli na miejscu – dowiedzieć się, jakie są dokładnie intencje władz w Jerozolimie

09:40