Dla mieszkańców os. Mickiewicza w Lublinie to już tradycja. Co rok spotykają się obok fontanny, żeby ubrać choinkę.
To jest bardzo fajna impreza, to ubieranie choinki. Wszyscy się spotykamy razem, bardzo miło jest przyjść - mówi kobieta, która z sąsiedniego osiedla przyszła pod choinkę z trzyletnią wnuczką. Jest podekscytowana sytuacją, mikołajem.
Ta tradycja trwa już ponad 11 lat - mówi mężczyzna w mikołajowym przebraniu. Taki strój założył już po raz szósty. Dla najmłodszych ma upominki. Słodycze dla dzieci, także zabawki: piłeczki, szachy, różne takie drobiazgi.
Chociaż to dwunaste z kolei święta z osiedlową choinką, to starsi mieszkańcy pamiętają, że tradycja zrodziła się znacznie wcześniej, kilkadziesiąt lat temu. Os. Mickiewicza to najstarsze osiedle Lubelskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, pierwsze budynki stanęły tutaj pod koniec lat 50. Jest to również najbardziej zazielenione osiedle w Lublinie. Mieszka się tutaj jak w parku.
Na murku okalającym nieckę osiedlowej fontanny leżą rzędy prezentowych pudełek. A na skraju placu jest stoisko z ciepłym poczęstunkiem.
Barszczyk, paszteciki - wylicza jedna z kobiet wydających przysmaki. Na stole jest też pokrojony makowiec, są diablotki, największym wzięciem cieszy się gorąca herbata z termosów.
W roli choinki występuje jeden z okazałych iglaków rosnących na centralnym placu osiedla. Przy drzewku stoi zwyżka spółdzielni mieszkaniowej, której pracownicy wieszają światełka i ozdoby przygotowane przez mieszkańców. Codziennie nam tu świeci po południu - mówi mieszkanka pobliskiego bloku -Wyglądamy przez okno i mamy wspaniały widok.
Przychodzę co rok, żeby ubierać choinkę - mówi dziewczynka, która przyszła na wydarzenie ze swoją babcią. Są jakieś małe upominki dla dzieci, jest bardzo fajnie - dodaje.
Są też duże grupy przedszkolaków, które przyniosły własne ozdoby. Bombeczki - cieszy się jedno z dzieci. A na pytanie, czy będą ubierać choinkę, maluchy odpowiadają chórem: Taaak!
Jest to wyjątkowa okazja do spotkania się z większą grupą znajomych sąsiadów - mówi jedna z kobiet. Jej sąsiadka bardzo sobie chwali tę tradycję, która jest dla niej piękną okazją do spotkania z innymi ludźmi. Żeby nie zamykać się w dziuplach, tylko żeby wyjść do ludzi - wyjaśnia.
Na naszym osiedlu ludzie żyją blisko siebie. Nie to, że sąsiada się nie zna - mówi jedna z seniorek, która przyszła na wydarzenie. Wprost mówi, że to dla niej bardzo ważne. Żeby wyjść z domu, nie zasklepić się, jak ślimak w skorupie. Wyjść do ludzi, bo wśród ludzi człowiek czuje, że żyje - usłyszał nasz reporter.
Sami mieszkańcy przyznają, że ich spotkanie jest ewenementem na skalę Lublina: To osiedle jest pod tym względem wyjątkowe.