Polscy toprowcy i słowaccy ratownicy pomogli trzem turystom, którzy spadli ze szlaku na Przełęcz pod Chłopkiem w rejonie Morskiego Oka. To dziesiąta akcja ratunkowa w środę - od rana po polskiej i słowackiej stronie Tatr zginęło pięć osób.
Do wypadku w rejonie Kazalnicy doszło wieczorem. Jak ustalił reporter RMF FM, Maciej Pałahicki, jeden z turystów prawdopodobnie poślizgnął się i zaczął spadać. Mężczyzna był związany liną ze swoimi towarzyszami, ale nie byli oni w stanie zatrzymać jego upadku. Wszyscy trzej zsunęli się aż do ściany Kazalnicy - tam zawiśli na wystającej skale.
Na pomoc toprowcy wyruszyli pieszo; przed godziną 21:00 udało im się dotrzeć do poszkodowanych. Akcję utrudniały bardzo trudne warunki panujące w tej chwili w Tatrach. Przed północą dwóch turystów było sprowadzanych do schroniska nad Morskim Okiem. Są już bezpieczni. Ratownicy dotarli też do najbardziej poszkodowanego, który przez kilka godzin wisiał na linie w ścianie Kazalnicy. Mężczyzna ma uraz głowy. W akcji sprowadzania go na dół pomogli ratownicy ze Słowacji: chwilę po godzinie 4:00 ich helikopter zabrał poszkodowanego do zakopiańskiego szpitala. Tam zajęli się nim lekarze z Krakowa specjalizujący się w leczeniu hipotermii.
W ciągu dnia w Tatrach zginęło aż pięć osób. Po słowackiej stronie życie stracił turysta z Czech i trzech wspinaczy, których narodowości nie ujawniono. Rano na Kozim Wierchu po polskiej stronie zginęła zaś młoda kobieta.
Dzień wcześniej życie straciła turystka, która spadła Żlebem Kulczyńskiego w rejonie Orlej Perci.
Ratownicy TOPR-u wzywani byli w środę wielokrotnie. Pomagali m.in. rannemu turyście, który w okolicach Koziego Wierchu spadł z kilkudziesięciu metrów - miał jednak szczęście i jest tylko niegroźnie ranny. Inny uszkodził staw skokowy pod Grzesiem. TOPR-owcy musieli ratować również kobietę, która w czasie wspinaczki w okolicy Doliny Kościeliskiej poślizgnęła się, uderzyła głową i straciła przytomność.
Ratownicy ostrzegają, że na tatrzańskich trasach panują trudne warunki: szlaki są bardzo śliskie, śniegu jest niewiele i wystają spod niego kamienie. Zastępca naczelnika TOPR Edward Lichota podkreśla, że problemy z wyhamowaniem mogą mieć nawet turyści wyposażeni w raki i czekan. Jeżeli nie zatrzymamy się w pierwszym momencie, w metrze lub dwóch, to niestety zazwyczaj kończy się to tragicznie - przyznaje.
(dp)