Ratownicy wodni nie mają wsparcia ze strony państwa ani samorządów - wynika z raportu Najwyższej Izby Kontroli. Od kwietnia w wodzie zginęło prawie 300 osób. Tymczasem WOPR aż w jednej trzeciej kontrolowanych przez NIK gmin nie może liczyć na żadną pomoc - stwierdzają kontrolerzy.
Okazuje się również, że połowa gmin nie ma procedur postępowania w przypadku masowych zagrożeń związanych z wodą.
NIK zadał sobie pytanie, co powoduje tak makabryczne statystyki. Najczęściej jest to kąpanie się w nieodpowiednim miejscu, na niestrzeżonych plażach - wyjaśnia Grażyna Puchalska z Komendy Głównej Policji.
Okazuje się, że samorządy nie oznaczają niestrzeżonych plaż i nie patrolują tych miejsc. Grubo ponad połowa gmin posiadających na swoim terenie jeziora lub morze nie kontroluje kąpielisk, co oznacza, że nie wie, czy wszystko działa tam dobrze.
Zastrzeżenia kontrolerów dotyczą również komunikacji WOPR-u z państwowymi służbami. W zasadzie jest to łączność przez telefon. Natomiast nie ma kanałów radiowych, nie ma kanałów współpracy - mówi Paweł Biedziak z NIK. Dodaje, że ta łączność jest ważna przy zagrożeniach masowych.
Spośród najgorzej zarządzanych miejsc autorzy raportu wymieniają dwie gminy - Żywiec i Ruciane-Nida. Co ważne, w tej mazurskiej gminie wciąż nie ma procedur postępowania podczas masowych zagrożeń, jak choćby biały szkwał, który nawiedził Mazury trzy lata temu, zabijając wiele osób pływających żaglówkami. Tego rodzaju planów kryzysowych nie znaleźliśmy w ponad jednej trzeciej kontrolowanych przez nas gmin - przyznaje Biedziak.
Są jednak i pozytywne wnioski NIK-u. Kontrolerzy chwalą sam WOPR i współdziałanie w dwóch gminach: Sopocie i Olsztynie.