Co najmniej 3 osoby zginęły, a 18 zostało rannych, gdy ktoś zaczął strzelać do zebranych na ulicach Caracas grup opozycyjnych wobec prezydenta kraju Hugo Chaveza. Od poniedziałku w Wenezueli trwa strajk generalny, który dosłownie spraliżował kluczowy w tym kraju przemysł naftowy.

Protestujący chcą, by w lutym odbyło się referendum w sprawie ustąpienia dyktatora. Strzały padły, gdy opozycja ogłosiła, że strajk zostanie rozszerzony.

To rząd nakazał dokonanie tego aktu przemocy wobec demonstrujących, którzy przyłączyli się do nas na placu Alta Mira. Zginęli ludzie. Wielu jest rannych. To jest zbrodnia popełniona przeciwko pokojowej grupie ludzi, która walczy o wolność i demokrację - mówił jeden z opozycyjnych oficerów.

Policja zatrzymała dwie osoby. Znaleziono też broń, z której oddano strzały do protestujących. W związku z wydarzeniami w Caracas rząd Stanów Zjednoczonych wezwał swoich obywateli, żeby nie wybierali się w podróż do Wenezueli, o ile nie jest to konieczne.

W kwietniu w Caracas wybuchły zamieszki, których celem było odsunięcie od władzy Chaveza. Po początkowych sukcesach i przejęciu rządów na 48 godzin prezydent odzyskał swą pozycję, a opozycjoniści musieli uciekać zagranicę. Wtedy w zamieszkach zginęło 19 osób.

05:00