To była znana rodzina w Szczyrku, znana także w świecie narciarskim i snowboardowym - podkreślają mieszkańcy miasta. W wyniku środowej eksplozji gazu w Szczyrku zawalił się dom. W gruzowisku znaleziono 8 ciał - czworo dzieci i czworo dorosłych. "Mieszkali wielopokoleniowo, ci młodsi, z dziećmi, dziadkowie" - opowiadają sąsiedzi. "Byli bardzo znani, lubiani."
Byli bardzo znani, lubiani. To była rodzina z tradycjami narciarskimi, sportowymi. Mieli rodzinny stok narciarski, na którym, jak mam 40 lat, to przynajmniej 35 lat jeździłam. Mieli rodzinny interes, jedną z pierwszych wypożyczalni sprzętu narciarskiego sportowego, serwis sprzętu. Byli trenerami narciarstwa, snowboardu - mówi Sabina Bugaj, pracująca w miejskim ośrodku kultury, promocji i informacji.
Mieszkali wielopokoleniowo, ci młodsi, z dziećmi, dziadkowie - my tak żyjemy w Szczyrku. Zawsze budowało się tu duże domy - tyle, ile dzieci, tyle praktycznie pięter, żeby mieszkać razem. Jeszcze wiele takich domów wielopokoleniowych tutaj jest - to był jeden z przykładów, gdzie jeszcze naprawdę wszyscy mieszkali, bo różnie już teraz bywa - opowiadała.
Oni tu wszyscy mieszkali, to bardzo gęsta zabudowa - taka uliczka. Żyli bardzo blisko razem. A my się tu wszyscy znamy - mamy 5,6 tys. mieszkańców. Wszyscy spotykamy się w kościele, albo w ośrodku zdrowia, na zakupach, na ulicy. Widujemy się praktycznie na co dzień - to mała społeczność, zatem dotyka to wszystkich - podkreśliła Bugaj.
Jak dodała, część dzieci z rodziny chodziła do szczyreckiej szkoły podstawowej nr 1, część do szkoły nr 2. Dzisiaj jest taki dzień, kiedy tych dzieci w szkole nie ma. Wiem, że dzieci i młodzież są objęte dziś opieką psychologiczną, wiele z nich, idąc dziś do szkoły, mijało to miejsce. Oglądają telewizję, w domach o tym się mówi. Nie było takiej tragedii w Szczyrku - nie było na tak dużą skalę, aby tak duża rodzina zginęła - oceniła.
To jedna z największych tragedii, jakie spotkały nas do tej pory - taką małą społeczność. Szczyrk jest znany, wydawałoby się, że to kurort, a to wioska: 5,6 tys. mieszkańców i mamy raz tyle miejsc noclegowych. Więc tej skali tragedia dotyka wszystkich. Pominąwszy proceduralną kwestię, żałobę: wszyscy mamy tę żałobę, po prostu. A ludzie chcą w niej pomagać, przyjechać, coś zrobić - zaznaczyła Bugaj.
PRZECZYTAJ: 3 kondygnacje, mocne zbrojenia. Eksplozja w Szczyrku zrównała ten budynek z ziemią
Tragedia. Jednym słowa tragedia - mówi dziennikarce RMF FM pan Antoni, sąsiad. Znaliśmy się, dzień przed z tym wybuchem rozmawialiśmy - dodaje. Zginął on, jego żona, córka i wnuki - mówił.
A wybuch był straszny - opisuje pan Antoni. Młodzi, z którymi rozmawiałem, twierdzili, że jak byli w wojsku, na poligonie to taki huk był. Jak bomba - opowiada. Dom rozleciał się jak domek z kart. A był to solidny dom, bo tak się kiedyś budowało. Porządny wybuch musiał być - stwierdza.
Liczba ofiar wydaje się wyczerpana. To cztery osoby dorosłe i czworo dzieci - podsumował wojewoda śląski Jarosław Wieczorek.
Od początku przypuszczano, że w chwili wybuchu w domu mogło być osiem osób. Strażacy nadal odgruzowują teren ręcznie, nie mając pewności, czy ofiar nie jest więcej. W okolicy prowadzono roboty budowlane, ktoś mógł być w piwnicy.
Będziemy penetrować teren do ostatniej cegły przy gruncie - zapowiedział komendant śląskiej straży pożarnej Jacek Kleszczewski.
Po południu w czwartek wicepremier Jacek Sasin poinformował, że akcja ratowniczo-poszukiwawcza po wybuchu w Szczyrku została zakończona. Mamy pewność, że nikt już nie znajduje się pod gruzami - dodał.
W wybuchu gazu zginęło osiem osób - cztery osoby dorosłe i czworo dzieci. To członkowie jednej rodziny. Siła eksplozji była tak wielka, że prawdopodobnie wszyscy zginęli w chwili wybuchu - zaznaczył Sasin.
W akcji ratowniczej w Szczyrku uczestniczyło ponad 200 osób. Była ona - jak mówił wojewoda - bardzo wymagająca z uwagi na trudne warunki atmosferyczne, eksplozję, pożar, towarzyszący mu dym i ograniczone możliwości dotarcia do ofiar - strażacy musieli przebierać gruzowisko ręcznie.
Jak dodał komendant śląskiej straży pożarnej nadbryg. Jacek Kleszczewski, ratownicy do końca wierzyli, że w gruzowisku uda się znaleźć żywe osoby. Teraz do ostatniej cegły, aż będziemy przy gruncie, musimy to wszystko spenetrować - powiedział.
Dodał, że nie pamięta tylu ofiar i tak zniszczonego budynku na skutek wybuchu gazu. Po raz pierwszy się z tym spotkałem i myślę, że wielu ratowników nie spotkało się z taką sytuacją - ocenił.
W środę około godz. 18:30 doszło do wybuchu gazu w domu jednorodzinnym w Szczyrku. Z informacji wówczas udzielonych przez działającą na miejscu straż pożarną wynikało, że w domu prawdopodobnie mieszkało dziewięć osób. Wiadomo, że jedna z nich była w czasie wybuchu w pracy.
Polska Spółka Gazownictwa (PSG) poinformowała PAP w nocy ze środy na czwartek, że "najbardziej prawdopodobną przyczyną katastrofy w Szczyrku w środę wieczorem było uszkodzenie gazociągu średniego ciśnienia podczas robót wykonywanych przez firmę AQUA System". Przy czym "roboty budowlane nie dotyczyły systemu gazowniczego ani nie były wykonywane na zlecenie spółki gazownictwa". "Nie były także nadzorowane przez specjalistów gazownictwa" - wskazano.