Ponad 70 procent załogi, czyli około 4 tysięcy osób wysłano na przymusowe urlopy. W takich temperaturach budowa statków nie jest możliwa; urządzenia odmawiają posłuszeństwa. Nie trzymają ani spawy, ani farby.
Ci, którzy zostali grzeją się przy koksownikach: Pół godziny się robi, dziesięć minut trzeba się ogrzewać - mówi jeden z robotników. W stoczni trudno spotkać dziś spawacza, montera czy malarza. Reszta pracuje w halach. Wyjątek stanowią szlifierze, którzy część prac wykonują na powietrzu.
Stoczniowcy, którzy dziś pracują są często sprawdzani w obawie o ich zdrowie. Na razie nikomu nic się nie stało; nie było też żadnych odmrożeń.