Przed kancelarią premiera w Alejach Ujazdowskich doszło do kolejnego niebezpiecznego incydentu. Nieznany mężczyzna zostawił przed budynkiem walizkę i zaczął uciekać. Po interwencji BOR-u udało się go zatrzymać. Jak ustalił reporter RMF FM Krzysztof Zasada, w walizce były dwie siekiery i sterta papierów.
Mężczyzna, który przyniósł walizkę przed kancelarię, w asyście policji trafił do szpitala. Na razie ma informacji, kim jest i jakie były motywy jego działania. Nie wiadomo również, czy był poczytalny i świadomy tego, co robi.
W środę przed kancelarią premiera doszło do innego, dramatycznego, incydentu. Naprzeciw budynku podpalił się 56-letni mężczyzna z województwa świętokrzyskiego. Z poważnymi poparzeniami przebywa na oddziale intensywnej opieki medycznej stołecznego szpitala przy ul. Szaserów. Lekarze utrzymują go w stanie śpiączki farmakologicznej, by ulżyć mu w cierpieniu.
Desperat nie zostawił żadnego listu, w którym wyjaśniłby motywy swojego działania. Tuż po incydencie nasz reporter Krzysztof Zasada rozmawiał z jednym ze związkowców, którzy protestowali przed kancelarią, gdy doszło do incydentu. Mężczyzna twierdził, że desperat skarżył się na rząd. Miał powiedzieć, że został oszukany i stracił mieszkanie.