Prawdziwy egzamin dojrzałości czeka tegorocznych maturzystów, choć sprawdziany maturalne mają już za sobą. Zbyt późno ogłoszone wyniki egzaminów mogą spowodować problemy z przyjęciem na studia.
By ubiegać się o przyjęcie na wymarzony kierunek studiów, maturzyści muszą wpłacić na konto uczelni średnio 80 złotych. Jeśli chcą zdawać na kilka kierunków, płacą kilkakrotnie. Wpłacone pieniądze przepadają, jeśli uczelnia odrzuci zgłoszenie kandydata.
Problem w tym, że maturzyści nie wiedzą, czy w ogóle zostaną zakwalifikowani, ponieważ wyniki ich egzaminu dojrzałości zostaną ogłoszone dopiero 27 czerwca, czyli już po zakończeniu rekrutacji na większości uczelni.
Niestety, Centralna Komisja Egzamiacyjna nie jest w stanie skrócić tego terminu. Nie da się - zarzeka się Maria Magdziarz, szefowa CKE.
Wyniki tegorocznych matur i tak zostaną opublikowane wcześniej, bo zgodnie z prawem, resort oświaty dał czas do końca czerwca. Szefowa CKE stwierdziła, że szkoły wyższe muszą też uwzględniać możliwości oświaty.
Ministerstwo Edukacji Narodowej i Sportu rozpoczęło rozmowy z uczelniami na temat możliwości wydłużenia rekrutacji. Ich efekty są jednak mizerne.
Jedną z nielicznych uczelni, która wydłużyła czas oczekiwania na maturzystów jest Uniwersytet Warszawski. Tam kandydaci mogą składać podania do 3 lipca.
Wydłużenie terminu nie nastąpiło jednak po rozmowach z ministrem edukacji, lecz po konsultacjach z maturzystami, ich rodzicami oraz dyrektorami szkół średnich. Sprawą zajęła się nasza reporterka, Beata Lubecka:
Ogromny maturalny bałagan zawdzięczamy niezapomnianej minister Łybackiej. Nowa matura to było jej ukochane dziecko.