Krzysztof Kwiatkowski idzie w zaparte - ciągle nie widzi powodu, by zrezygnować z funkcji prezesa Najwyższej Izby Kontroli. Prokuratura chce mu postawić zarzuty za wpływanie na wyniki konkursów na stanowiska w NIK-u. W tej sprawie zarzuty usłyszał już były szef klubu PO Jan Bury.

Krzysztof Kwiatkowski idzie w zaparte - ciągle nie widzi powodu, by zrezygnować z funkcji prezesa Najwyższej Izby Kontroli. Prokuratura chce mu postawić zarzuty za wpływanie na wyniki konkursów na stanowiska w NIK-u. W tej sprawie zarzuty usłyszał już były szef klubu PO Jan Bury.
Krzysztof Kwiatkowski /Marcin Obara /PAP

Na konferencji prasowej Krzysztof Kwiatkowski tłumaczył, że nie chce rezygnować ze stanowiska, bo - jego zdaniem – chroni to autorytet i niezależność NIK-u. Jak twierdzi, gdyby po samej informacji o zamiarach prokuratury podał się do dymisji, byłby to sygnał dla jego pracowników i kontrolerów, że nie mają już swobody w ocenianiu prokuratury i służb specjalnych.

Kwiatkowski wielokrotnie powtarzał, że chce się oczyścić, bądź przed sądem, bądź przed Trybunałem Stanu, choć dobrze wie, że obie te procedury są trudne do przeprowadzenia. Kwiatkowski na dowód swojej bezstronności jako prezes NIK-u pokazał dziś raport o prywatyzacji spółek Skarbu Państwa i bardzo krytyczną ocenę prywatyzacji spółki Ciech S.A. a o tej właśnie spółce rozmawiał z Janem Kulczykiem, co zostało nagrane. Ten raport ucina wszelkie dyskusje na ten temat. Była to kontrola planowana – uważa Kwiatkowski.

Nie bez znaczenia jest jednak, że krytyka prywatyzacji Ciechu autorstwa NIK-u potwierdza wcześniejsze oceny polityków PiS-u, a to oni będą teraz decydować o dalszym losie Kwiatkowskiego.

(mpw)