Znany z tzw. taśm Kaczyńskiego kuzyn prezesa PiS Grzegorz Tomaszewski w stanie wojennym pracował przy tajnym projekcie dla armii PRL. "Wszyscy uczestniczyliśmy w systemie" - mówi Onetowi Tomaszewski.
O Grzegorzu Tomaszewskim jest głośno od kilku tygodni. To on był jednym z kluczowych uczestników narad z Jarosławem Kaczyńskim w sprawie budowy wieżowca w centrum Warszawy.
Tomaszewski jest członkiem rady nadzorczej spółki Srebrna, która miała wybudować wieżowiec i czerpać z niego milionowe profity. Jest także prezesem zależnej od Srebrnej spółki Forum, która wydaje "Gazetę Polską Codziennie".
Srebrna to zaplecze gospodarcze PiS — kluczowe stanowiska w firmie Jarosław Kaczyński obsadził zaufanymi ludźmi. Dlatego też we władzach firmy znalazł się Tomaszewski. To człowiek szczególnego zaufania, jest bowiem krewnym Kaczyńskiego przez rodzinę jego matki.
Spotkania w sprawie inwestycji nagrał austriacki biznesmen Gerald Birgfellner, o czym jako pierwsza napisała "Gazeta Wyborcza". Austriak miał zbudować wieżowiec dla Srebrnej, ale gdy inwestycja została wstrzymana, poróżnił się z Kaczyńskim o pieniądze. Doniósł na prezesa PiS do prokuratury, zarzucając mu oszustwo.
Birgfellner to mąż Karoliny Tomaszewskiej, która także była uczestniczką nagranych negocjacji. Jest ona skoligacona i z Kaczyńskim, i z Grzegorzem Tomaszewskim.
Dzięki tym rodzinnym koneksjom Birgfellner swobodnie poruszał się wśród ludzi Srebrnej. Nagrał także m.in. swoją rozmowę z wieloletnim prezesem tej firmy Kazimierzem Kujdą.
Gdy na jaw wyszło, że były prezes Srebrnej i bliski współpracownik prezesa PiS-u Kazimierz Kujda był w PRL tajnym współpracownikiem bezpieki — jego dokumenty odnalazły się w tzw. zbiorze zastrzeżonym IPN, czyli aktach, do których przez lata nie było dostępu — zwróciliśmy się do Instytutu Pamięci Narodowej z wnioskiem o zbadanie innych ludzi Srebrnej.
W ten sposób uzyskaliśmy dokumenty dotyczące Grzegorza Tomaszewskiego. Wynika z nich, że kuzyn prezesa PiS w stanie wojennym pracował przy tajnym projekcie wojskowym PRL.
Tomaszewski jest z wykształcenia inżynierem mechanikiem. Od 1974 r. pracował w Ośrodku Badawczo-Rozwojowym Obróbki Plastycznej Metali PLASOMET. Był konstruktorem. W archiwach IPN znajduje się tajna korespondencja z marca 1982 r. (czyli trzy miesiące po wprowadzeniu stanu wojennego) między dyrekcją zakładu a służbami specjalnymi PRL w sprawie "wyrażenia zgody i dopuszczenia do prac tajnych o charakterze techniczno-konstrukcyjnym produkcji zbrojeniowej" sześciu pracowników PLASOMET-u, w tym mgr. inż. Grzegorza Tomaszewskiego.
Żadnych szczegółów nie podam. Ale mogę powiedzieć, że ośrodek dostał od wojska zlecenie na opracowanie linii do produkcji łusek do nabojów, bardzo wydajnej linii. Mieliśmy opracować dokumentację i przygotować prototyp — mówi Onetowi Tomaszewski.
Do nazwisk wszystkich kandydatów, przesyłanych do sprawdzenia bezpiece, dołączone były opinie dyrektora PLASOMET-u Jana Szulczyńskiego. O Tomaszewskim pisał on tak: "Jest konstruktorem samodzielnym, specjalistą w zakresie konstrukcji mechanicznych, hydraulicznych i sterowań maszyn obróbki plastycznej". Chwalił też jego charakter: "Pracowity, zdyscyplinowany, koleżeński i uczynny. Postawa etyczno-moralna bez zastrzeżeń. Posiada predyspozycje kierownicze".
Dyrektor przekonuje w swej rekomendacji, że biorąc pod uwagę dotychczasową pracę i wspomnianą "postawę moralno-etyczną" Tomaszewski "będzie przestrzegał powierzonej mu tajemnicy państwowej i służbowej". W dokumentach jest informacja, że Tomaszewski posiadał paszport wielokrotny do wyjazdów na cały świat, wydany w 1976 r. W latach 70. taki paszport był dowodem dużego zaufania ze strony władzy.
"Wszyscy uczestniczyliśmy w systemie"
Początkowo Służba Bezpieczeństwa miała obiekcje wobec jednego z inżynierów, ale ostatecznie w kwietniu 1982 r. cała szóstka uzyskała zgodę. Bezpieka napisała, że "nie wnosi zastrzeżeń w sprawie upoważnienia do wykonywania prac tajnych o charakterze obronnym". Pod aprobatą widnieje pieczątka ówczesnego szefa stołecznej SB płk. Zygmunta Bieleckiego. Pismo w jego imieniu wystawił ppłk Romuald Kutwa, naczelnik Wydziału C, nadzorującego kartoteki SB.
To jest dokument, jaki za czasów PRL bezpieka wystawiała osobom, które ze względów zawodowych musiały mieć dostęp do tajemnic państwowych — tłumaczy nasz rozmówca z IPN. Zawsze decyzja była poprzedzona sprawdzeniem kandydatów, także ustaleniem, czy są tajnymi współpracownikami. W dokumentach Tomaszewskiego nie ma takiej adnotacji, a więc na pewno nie był TW. Ale z drugiej strony musiał być człowiekiem z punktu widzenia bezpieki godnym zaufania, inaczej nie zgodziliby się na jego udział w tajnym programie militarnym - powiedział.
Nie działałem w PZPR, a wcześniej byłem przewodniczącym zakładowej "Solidarności" - mówi Onetowi Tomaszewski.
I nie miał pan problemów z uzyskaniem od bezpieki dostępu do tajemnic kilka miesięcy po wprowadzeniu stanu wojennego i zdelegalizowaniu "Solidarności"?
Nie robili mi żadnego problemu.
A nie miał pan oporów, by wykonywać zlecenie dla armii, która właśnie zdławiła wolny związek?
Mogliśmy rozbroić polskie wojsko i oddać się pod opiekę armii ZSRR albo NRD. Ale ja uważałem, że należy mieć własne wojsko i je unowocześniać. Wtedy wszyscy uczestniczyliśmy w systemie - tłumaczył się Tomaszewski.
Gdy Grzegorz Tomaszewski rozpoczynał pracę dla armii PRL, jego kuzyn Lech Kaczyński był internowany przez generałów, którzy wprowadzili stan wojenny.