Jedna odeszła za "bzdety", drugi - "bo miał dość", a trzeci odejdzie za to, że jest z poprzedniej ekipy. Wiceministrów rolnictwa ubywa błyskawicznie. Resortem niedługo będzie kierował minister i jeden zastępca - pisze "Gazeta Wyborcza".
W ministerstwie rolnictwa, które nadzoruje przepływ miliardów unijnych euro dla wsi, błyskawicznie ubywa kadr. Jak dowiaduje się "Gazeta Wyborcza", wczoraj do dymisji podał się wiceminister Lech Różański. Wrócił do Poznania, "bo miał wszystkiego dość".
Na dziś premier wezwał do siebie prof. Andrzeja Kowalskiego, również wiceministra rolnictwa, jeszcze z poprzedniej ekipy. Jeśli nie odwoła go premier, Kowalski najprawdopodobniej sam odejdzie, bo chce startować w konkursie na szefa Instytutu Ekonomiki i Gospodarki Żywnościowej.
Trzy tygodnie temu z wielkim hukiem z ministerstwem pożegnała się wiceminister Stanisława Okularczyk - za to, że publicznie nazwała "bzdetami" przedwyborcze obietnice PiS składane rolnikom.
W resorcie zostanie więc tylko minister Krzysztof Jurgiel z jednym zastępcą. Los Jurgiela też zresztą niedawno wisiał na włosku. Po awanturze z wypowiedzią Stanisławy Okularczyk groziła mu dymisja. To bardzo zaufany człowiek Jarosława Kaczyńskiego, należy do starej gwardii, takich Kaczyński nie odwołuje - mówił Janusz Piechociński z PSL.