W przeddzień święta niepodległości, na Placu Piłsudskiego w Warszawie skończyły się uroczystości ku czci ofiar zbrodni katyńskiej. Od piątku odczytywano nazwiska ponad 14 tysięcy oficerów zamordowanych przez sowieckie NKWD w 1940 roku w Katyniu, Charkowie i Twerze. Polscy żołnierze zostali pośmiertnie awansowani. Ostatnie 30 nazwisk odczytał prezydent Lech Kaczyński.
Chętnie oglądana była wystawa, składająca się z plansz, na których zaprezentowano zdjęcia zamordowanych, ich listy do rodzin, a także historię zbrodni katyńskiej - są m.in. reprodukcje niemieckich plakatów z 1943 r., informujących o odkryciu w Katyniu masowych grobów z ciałami polskich oficerów.
Wiele osób zakładało na ramię rozdawane na placu papierowe biało- czerwone opaski z napisem "Katyń - Pamiętamy".
Po uroczystościach odbył się apel pamięci i ekumeniczna msza święta, podczas której kazanie wygłsił biskup polowy Wojska Polskiego. Kainowy grzech, czyn ciemności, którego owocem był strzał w tył głowy i doły śmierci - tak mówił o zamordowaniu polskich oficerów przez radzieckie NKWD ksiądz Tadeusz Płoski.