Proces mordercy z Kołobrzegu rusza przed Sądem Okręgowym w Koszalinie w woj. zachodniopomorskim. 45-letni Mariusz G. jest oskarżony o zabójstwo 3 kobiet. Najpierw je w sobie rozkochał, potem zabijał, po śmierci przejmował majątek każdej ze swoich ofiar.
Pierwszą ofiarą Mariusza G., inżyniera mechanika z Kołobrzegu, wiceszefa lokalnego klubu morsów, była 31-letnia pochodząca spod Chełmna Iwona K., z którą był w związku. Wiosną 2016 roku zabił ją siekierą. 37-letnią kołobrzeżankę Anetę D. miał pozbawić życia w październiku 2018 roku, a 54-letnią Bogusławę R. 7 czerwca 2019 roku.
Mariusz G. został zatrzymany kilka dni po tym, jak rodzina zgłosiła zaginięcie Bogusławy R. Wówczas jednak podejrzany był jedynie o przywłaszczenie mienia należącego do kobiety, w tym samochodu. Kilka miesięcy później w lesie niedaleko Kołobrzegu znaleziono ciało kobiety - wtedy Mariusz G. usłyszał zarzut zabójstwa jej oraz dwóch innych kobiet.
Z ofiarami łączyły go bliskie stosunki, dlatego w mediach mężczyzna zyskał miano "Krwawego Tulipana".
Dziś przed sądem w Koszalinie oprócz Mariusza G., stanęły osoby, które pomagały mu zacierać ślady morderstw i przejmować majątek ofiar.
Dorota Ł. jest ostatnią partnerką Mariusza G., z którą planował wziąć ślub. To z nią, jak podawała prokuratura, mężczyzna pojechał zagranicę, skąd wysyłał SMS-y do rodziny zabitej Bogusławy R. W ten sposób stwarzał pozory, że kobieta nadal żyje. Dorota Ł. miała pomóc narzeczonemu w "sprzątaniu" mieszkania kobiety. Zabrali z niego laptopa, telefon komórkowy, kamerę cyfrową, odzież, kosmetyki, dokumenty, a także samochód.
W ukryciu auta i pozostałych przedmiotów oraz niszczeniu dokumentów pomagał mu kolega, Sebastian T.
Natomiast Karolina S. i Łucja S. uzyskał notarialne pełnomocnictwa do reprezentowania zabitych kobiet m.in. przed sądami i administracją państwową.
"Krwawy Tulipan" szedł z nimi do wybranych kancelarii notarialnych, gdzie - jak wskazała prokuratura - kobiety przy użyciu podrobionych dokumentów tożsamości, podając się za pokrzywdzone, składały oświadczenia o udzieleniu mu pełnomocnictwa do ich reprezentowania.
Potem mężczyzna przenosił własność lokali mieszkalnych zabitych kobiet na siebie, a następnie sprzedawał lokale. Zawierał też umowy kredytowe.
45-latkowi grozi dożywocie. Przed sądem przeprosił rodziny ofiar. Stwierdził, że nie planował zbrodni. Zabijał, bo "tracił panowanie nad sobą" w trakcie kłótni.
Przyznał się do zabójstw, ale nie do motywacji ze względu na łączące go z ofiarami intymne więzi.
Złożył także oświadczenie. "Wszyscy tutaj zgromadzeni współoskarżeni nie byli wtajemniczeni w to, co zaszło. Nie mieli możliwości wpływania na moje zachowania. Jedyną osobą, na której spoczywa wina, jestem ja" - powiedział w sądzie oskarżony.
W sądzie Mariusz G. odwołał część wyjaśnień składanych w śledztwie, które na rozprawie zostały mu odczytane.