Marian Banaś niespodziewanie przywrócił swojego zastępcę Tadeusza Dziubę do obowiązków w NIK - informuje "Rzeczpospolita". Jak pisze gazeta, powrót Tadeusza Dziuby do pracy w Najwyższej Izbie Kontroli odbył się w poniedziałek, w zaciszu gabinetów, bez rozgłosu.
Wiceprezesowi przywrócono wszystkie kompetencje, a także nadzór nad wszystkimi kontrolami, które zostały mu dwa miesiące temu odebrane, gdy prezes NIK Marian Banaś zarzucił mu wpływanie na wyniki jednej z kontroli.
Banaś nie tylko odsunął wtedy Dziubę od pełnienia obowiązków, ale także skierował do marszałek Sejmu wniosek o jego odwołanie oraz zawiadomił prokuraturę.
Teraz Dziuba wraca jednak do NIK. Tę informację potwierdził "Rzeczpospolitej" sam wiceprezes. Odmówił jednak komentarza oraz rozmowy o kulisach pojednania.
Nie wiadomo, kto na jakie ustępstwa poszedł i czy to definitywny koniec wojny na górze - twierdzą rozmówcy "Rzeczpospolitej" z NIK. PiS dotąd cały czas blokował Banasia i jego ludzi w Kolegium Izby - prezes miał związane ręce. Jeszcze kilka dni temu Dziuba był odsunięty od wszystkiego, a marszałek Sejmu z czterech osób pozytywnie zaopiniowanych do Kolegium NIK przez komisję powołała tylko jedną - księdza profesora, tak aby w Kolegium było kworum. Trzech pracowników, w tym Tomasza Sobeckiego (pracownika NIK i syna posłanki z Torunia - red.), nie powołała - zauważają rozmówcy "Rzeczpospolitej".
O sprawie Tadeusza Dziuby i jego próbach wpływania na wyniki kluczowej kontroli dot. działań Beaty Kempy jako ministra pisał 6 lipca Onet. Chodzi o badanie skuteczności działań Kempy jako ministra odpowiedzialnego za zagraniczną pomoc humanitarną.
Jak informował Onet, dyrektor Departamentu Administracji Publicznej w NIK - odpowiedzialnego za kontrole w instytucjach publicznych - 19 czerwca napisał do wiceprezesa NIK Tadeusza Dziuby bardzo ostre pismo. Dr Bogdan Skwarka zarzuca w nim Dziubie, że próbuje manipulować wynikami kontroli "Realizacja zadań administracji publicznej w zakresie udzielania pomocy humanitarnej poza granicami Polski". Chodzi o prześwietlanie działalności Beaty Kempy, która była ministrem do spraw pomocy humanitarnej od końca 2017 r. do wiosny 2019 r.
"Chce wpływać Pan Prezes na autorki Informacji [o wynikach kontroli], aby zmanipulowały wyniki kontroli, w tym oceny i wnioski. Wywierał Pan Prezes naciski na autorki tej Informacji już w czasie spotkania z nimi w dniu 8 czerwca br., na które nie zostałem zaproszony. Wzywanie pracowników KAP [Departamentu Administracji Publicznej NIK] bez udziału Dyrektora i treść Pana wypowiedzi przekazana mi przez kontrolerki uczestniczące w spotkaniu (notatka na ten temat została sporządzona) oraz warunki, w jakich odbywała się rozmowa (zaproszenie [przez Dziubę] Wiceprezes Małgorzaty Motylow w charakterze świadka) świadczą o próbie zastraszenia kontrolerów oraz wywierania na nich nacisku, aby sami, z pominięciem procedur (....) zmanipulowali wyniki kontroli i odpowiedzieli na Pana zapotrzebowanie łagodzenia wyników kontroli na korzyść jednego ze skontrolowanych organów — Kancelarii Prezesa Rady Ministrów" - napisał dyrektor do wiceprezesa NIK.
Dziuba w wyjaśnieniach dla marszałek Elżbiety Witek bronił się, że odmówił podpisania projektu raportu w zaproponowanej wersji, bo zawierał nierzetelne, nieprawdziwe tezy. "Projekt ten wynikał z opacznej koncepcji ujęcia materiału dowodowego, kłócił się ze zdrowym rozsądkiem i był nielogiczny, a przede wszystkim - jak się finalnie okazało - w odniesieniu do wielu tez w nim zawartych wręcz sprzeczny z dowodami zawartymi w aktach kontroli" - twierdził w piśmie, do którego dotarła i który w sierpniu opisała "Rzeczpospolita". Podkreślał z żalem, że "na przekór tym faktom" Banaś zarzucił mu nadużycie uprawnień.
Jak zauważa "Rzeczpospolita", na losy Tadeusza Dziuby wpływ mogło mieć to, że argumenty podane w doniesieniu Banasia do prokuratury okazały się miałkie i mocno przesadzone. Wszczęto jedynie postępowanie sprawdzające, które - według informatorów "Rz" - nie przekształci się w śledztwo.
Decyzję o odsunięciu Dziuby NIK ogłosiła publicznie, podając w mediach społecznościowych, że prezes Banaś zrobił to, "aby zagwarantować niezależność kontrolerom".
Sam powrót wiceprezesa odbył się już po cichu - zauważa gazeta.