"To złe rozwiązanie. Prezydent nie powinien ratyfikować tej konwencji" - grzmi opozycja po wczorajszej decyzji Bronisława Komorowskiego. Prezydent podpisał ustawę umożliwiającą ratyfikację konwencji dotyczącej zwalczania przemocy wobec kobiet.

Tego typu rozwiązania już istnieją w polskim prawie, i konwencja tutaj nic pozytywnego nie zmieni, natomiast konwencja wprowadza sformułowania ideologiczne, które na gruncie polskiego prawa, polskiej konstytucji są nie do przyjęcia - mówił Jacek Sasin z PiS.

Na tę krytykę działań Komorowskiego odpowiada jego doradca Tomasz Nałęcz: Prezydent w działaniach urzędowych nikomu się nie kłania. Sprawdzi, czy konwencja jest zgodna z konstytucją. Dodaje, że konwencja obowiązuje już w kilkunastu krajach europejskich. Pierwszym krajem, który wprowadził tę konwencję jest Turcja. Jeżeli ktoś uważa, że Turcja jest dziś krajem lewackim w Europie, to gratuluję mu oglądu spraw europejskich - podkreśla Nałęcz. 

Decyzja o ratyfikacji dokumentu ma zapaść w ciągu kilku tygodni.

Jakie założenia konwencji?

Konwencja ma chronić kobiety przed wszelkimi formami przemocy oraz dyskryminacji; oparta jest na idei, że istnieje związek przemocy z nierównym traktowaniem, a walka ze stereotypami i dyskryminacją sprawiają, że przeciwdziałanie przemocy jest skuteczniejsze.

Przeciwnicy ratyfikacji konwencji obawiają się, że uderzy ona w tradycyjnie rozumianą rodzinę, a także polską tradycję i religię. Obawy budzą głównie zapisy o konieczności wykorzenienia uprzedzeń, zwyczajów, tradycji oraz innych praktyk opartych na idei niższości kobiet lub na stereotypowych rolach kobiet i mężczyzn oraz o tym, że kultura, zwyczaje, religia, tradycja lub tzw. "honor" nie mogą być uznawane za usprawiedliwiające akty przemocy.

(mal)