Lasom Państwowym ubyło kandydatów na dzierżawcę "Wilczego Szańca" - kompleksu bunkrów w Gierłoży na Mazurach, w których stacjonowało dowództwo hitlerowskiej armii. Początkowo w przetargu brały udział dwie firmy, ale dziś jedna z nich się wycofała.
Wilczy Szaniec należy do Skarbu Państwa, a zarządzają nim Lasy Państwowe. Leśnicy chcą wydzierżawić kompleks na 20 lat prywatnej firmie, która oprócz pobierania opłat za wstęp na ten teren, musiałaby przeprowadzić dokładnie określone inwestycje. Musiałaby także płacić czynsz, ustalony na minimum 470 tys. złotych rocznie. Ostateczna kwota miała zostać określona w trakcie licytacji, ale teraz wiadomo, że zaciętej walki nie należy się spodziewać. W sytuacji, gdy został tylko jeden chętny, licytacja najprawdopodobniej zakończy się po jednym postąpieniu, czyli kwotą 475 tys. złotych.
A wszystko przez szum wokół Wilczego Szańca, który zaczął się po ogłoszeniu przetargu. Początkowo leśnikom był on na rękę, bo sprawą interesowały się zagraniczne media, dzięki czemu była szansa na zwiększenie liczby turystów. Ale później sprawy zaczęły przybierać nieco inny obrót. Marszałek województwa warmińsko-mazurskiego wysłał bowiem do Ministerstwa Kultury list, w którym prosił o stworzenie w Wilczym Szańcu państwowego muzeum. Niedługo później apel o państwową ochronę wystosowali - tym razem już do premiera - m.in. Władysław Bartoszewski i Norman Davies.
W tej sytuacji jedna z firm biorących udział w przetargu doszła do wniosku, że prowadzenie Wilczego Szańca może stać się zbyt ryzykowne. Nie wiadomo bowiem, jak ten państwowy nadzór miałby wyglądać. Początkowo ministerstwo sugerowało, że umowę dzierżawy należy podpisać jedynie na 2 lata, w ciągu których powstanie dokładna koncepcja funkcjonowania Wilczego Szańca. Później jednak z tego pomysłu się wycofało - dzierżawa miałaby być 20-letnia, tyle że pod kuratelą specjalne rady programowej. Żadnych wiążących decyzji w tej sprawie na razie jednak nie ma.