Po wakacjach w całej Polsce zapowiada się wysyp referendów o odwołanie dotychczasowych władz - informuje "Metro".
Niemal pewne jest referendum w Warszawie. Lider koalicji lokalnych ugrupowań Piotr Guział ogłosił, że mają już wymagane ponad 130 tysięcy podpisów pod wnioskiem o odwołanie prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, wiceszefowej PO.
Finiszuje ze zbieraniem podpisów Łódź. Prezydent Hannę Zdanowską, też z PO, chce odwołać grupa kilkunastu osób. Mówią, że brakuje im tylko 6 tys. podpisów. Nowość to referendum w Olsztynie. Prezydenta Piotra Grzymowicza z PSL chce odwołać Ruch Palikota.
O referendach mówi się też m.in.: we Włocławku - odwołanie prezydenta z SLD popierają m.in. politycy PO, w Płocku - prezydenta z PO chce odwołać Ruch Palikota, w Zawierciu - referendum przeciwko prezydentowi Ryszardowi Masze odbyło się wczoraj, w Sopocie - przeciwko Jackowi Karnowskiemu z PO, w Jeleniej Górze - przeciwko związanemu z PO Marcinowi Zawile), w Pułtusku, Gostyninie, Wyszkowie, Ornecie.
Skąd taki wysyp referendów, skoro za rok jesienią będą wybory samorządowe, w rezultacie których będzie można zmienić władze? Zadziałał efekt Elbląga. W połowie kwietnia mieszkańcy odwołali tam prezydenta z PO Grzegorza Nowaczyka. Nowe wybory są za tydzień.
Ten przykład pokazał innym, że da się - powiedział gazecie politolog Aleksander Smolar z Fundacji Batorego. Ale jego zdaniem za częścią akcji referendalnych stoją politycy, chcący osłabić PO przed wyborami.
Interia.pl