W porównaniu do koalicji PO-PiS sprzed dwóch lat, tempo powołania nowego rządu było ekspresowe. Stanie się to równo 26 dni po wyborach. W 2005 roku, w tym samym momencie, trwała w najlepsze kampania przed prezydencką dogrywką. PiS i PO skupiały się nie na tym, jak zawrzeć koalicję, ale jak pokonać konkurenta.
Jarosław Kaczyński zamiast stanąć na czele rządu, na PO-PiS-owego premiera wystawił mało znanego wtedy Kazimierza Marcinkiewicza, choć Platforma domagała się lidera zwycięskiego PiS. Nie jest to nieufność do kompetencji, czy niedobrej woli pana Marcinkiewicza, tylko oczywista pewność, że decyzje polityczne w PiS zapadają w gronie przywódców - braci Kaczyńskich - mówił wtedy Donald Tusk.
Z tego samego powodu, PiS upierał się, by marszałkiem Sejmu został kandydat na prezydenta - Tusk, a gdy PiS odrzucił Bronisława Komorowskiego, wizja PO-PiS legła w gruzach. Nie ulega wątpliwości, że rozmowy nad powołaniem rządu muszą być przerwane - mówił wtedy Jan Rokita. Dziś Tusk i Pawlak rozmawiają jak równy z równym, choć wiadomo, kto jest w tym duecie silniejszy.
Negocjacje sprzed dwóch lat były właściwie pasmem wzajemnych zarzutów i to w sprawach, które w obecnych rozmowach w ogóle nie istnieją. Platforma żądała od PiS-u programu rządzenia; PiS chciał od PO programu w ogóle. My nie mamy możliwości intuicyjnego zanalizowania programu Platformy, bo ten program nigdy nie został nam przedłożony - mówił Jarosław Kaczyński.
Dwa lata temu PiS wygrał o włos i koalicję musiały budować partie tak samo silne i z tak samo wielkimi ambicjami; co najważniejsze partie, które walczą o ten sam elektorat. PiS i PO były i są skazane na walkę ze sobą.
W przypadku PO-PSL, elektoraty uzupełniają się i obie partie nie są dla siebie zagrożeniem. PO nie wygra na wsi; PSL nigdy nie zdobędzie wielkich miast. Reporter RMF FM Tomasz Skory, porównał jak przebiegały negocjacje obecnych koalicjantów z rozmowami sprzed dwóch lat, które do zawiązania koalicji PO-PiS-u nie doprowadziły. Posłuchaj, czy okoliczności negocjacji, mogą wpływać na wynik rozmów:
Deklaracja współpracy PO-PSL ma zaledwie dwie strony, a protokół rozbieżności po negocjacjach PO-PiS aż 180. Tusk i Pawlak rozmawiali osobiście, a kwestie sporne, takie jak podatek liniowy czy reforma KRUS-u po prostu zignorowali i zostawili na przyszłość.
Dwa lata temu Marcinkiewicz i Rokita otoczyli się zespołami ekspertów, którzy każdy problem rozkładali na czynniki pierwsze. Od programu większą przeszkodą okazały się stołki, i w końcu bój o resorty siłowe i służby specjalne. PO obawiała się wszechwładzy PiS-u; Rokita chciał dostać MSWiA, a mógł dostać tylko A. Platforma Obywatelska świadomymi decyzjami Jarosława Kaczyńskiego została wypchnięta z tego rządu - mówił wtedy Jan Rokita.
Teraz nikt nikogo nie wypychał. Tusk uległ urokowi Pawlaka - dał mu do wyboru kilku resortów, a nawet w jego ręce oddał budowanie Irlandii nad Wisła. Niektórzy komentują, że jest to koalicja nie tyle PO-PSL, a PSL-PO.
W rozmowach Tuska z Pawlakiem nie dość, że o różnych problemach publicznie się nie mówi, to jeszcze mówi się publicznie, że ich nie ma. Nie wiadomo, czy tylko tak się mówi, czy rzeczywiście ich nie ma, ale na pewno słucha się tego lepiej.