Uczniowie prywatnego gimnazjum na warszawskim Mokotowie, z którego do Internetu wyciekły testy z wiedzy humanistycznej, będą musieli jeszcze raz napisać egzamin. Powtórzony zostanie też egzamin matematyczno-przyrodniczny. A test z języka obcego nie odbędzie się. Policja zatrzymała dyrektorkę i sprzątaczkę z tej szkoły. Kobiety zostaną przesłuchane przez prokuraturę.
Dyrektorka usłyszy najprawdopodobniej zarzut ujawnienia tajemnicy służbowej przez funkcjonariusza publicznego. Dyrektorka rozpakowała paczkę z testami - twierdzi szef Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. Procedury zostały złamane ewidentnie. Pracownik szkoły, który nie powinien mieć dostępu do materiałów, miał dostęp. Złamał pieczęcie, skopiował testy i wykorzystał do swoich prywatnych celów - powiedział Krzysztof Konarzewski:
Policja przesłuchała też jako świadka 18-latka, podejrzanego o zamieszczenie testu w Internecie. Po kilku godzinach nastolatek został wypuszczony do domu.
Już z wcześniejszych informacji reportera RMF FM Pawła Świądra wynikało, że sprawca przecieku miał rzeczywiście dostęp do testów, ale tylko przez chwilę. Nie skopiował bowiem arkuszy, a jedynie je przepisał - i to z błędami ortograficznymi. Szef Centralnej Komisji Egzaminacyjnej podejrzewał więc, że arkusze wyciekły za pośrednictwem którejś ze szkół, a nie np. drukarni. Właśnie do gimnazjum na Mokotowie pojechał reporter RMF FM Mateusz Wróbel, sprawdzić, co przez cały czwartek działo się w placówce. Posłuchaj jego relacji:
Z wcześniejszych nieoficjalnych ustaleń Krzysztofa Zasady wynika natomiast, że zatrzymany 18-latek miał przyznać się do winy. Policja wzbraniała się jednak do tej pory przed przesądzaniem o winie zatrzymanego. Potwierdzała jedynie, że ustalono tożsamość osoby, która najczęściej korzystała z komputera, za pomocą którego testy zamieszczono w sieci. To jest młody mężczyzna, zatrzymaliśmy go. W tej chwili będziemy wyjaśniać, czy to faktycznie on zamieścił te pliki - mówił naszemu reporterowi Marcin Szyndler:
Do zatrzymania doszło w nocy ze środy na czwartek. Podejrzanego namierzono przez numer IP, czyli numer identyfikujący komputer w internecie.
Jak dodał Marcin Szyndler, policja weryfikuje informacje o tym, jak wiele osób mogło skorzystać z pliku z rozwiązaniami, zamieszczonego w sieci:
Nasza reporterka Kamila Biedrzycka ustaliła natomiast nieoficjalnie, że to Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego jako pierwsza zajęła się sprawą przecieku. Funkcjonariusze ABW ustalają adresy IP komputerów, które zalogowały się na amerykańskim serwerze, na którym zamieszczono przeciek. Poza tym określają również liczbę ściągnięć plików z przepisanymi zadaniami testowymi. Pozwoli to na ustalenie liczby osób, które mogły wejść w posiadanie dokumentu. Jak donosi nasza reporterka, tak szybkie zidentyfikowanie serwera było możliwe właśnie dzięki szybkiej akcji ABW.
Los humanistycznej części egzaminu zależeć będzie teraz od skali przecieku, a dokładnie od tego, ile osób miało dostęp do odpowiedzi i z jakich części kraju pochodzą. Minister edukacji Katarzyna Hall stoi na stanowisku, że egzamin zostanie powtórzony wyłącznie tam, gdzie doszło do przecieku. Problem w tym, że odpowiedzi trafiły nie tylko do Internetu, ale przekazywane były również pocztą pantoflową. Co na to szefowa resortu edukacji? Wierzy w moc sprawczą policji i innych służb zajmujących się sprawą. Posłuchaj relacji reporterki RMF FM Agnieszki Burzyńskiej:
Wczesnym rankiem w czwartek, szef Centralnej Komisji Egzaminacyjnej Krzysztof Konarzewski uspokajał, że na razie nie ma podstaw do unieważnienia wyników części humanistycznej w całym kraju. Zaznaczył, że do wycieku doszło w bardzo ograniczonym zakresie. Test pojawił się późną nocą, dzień przed egzaminem na amerykańskim, trudno dostępnym serwerze. Był osiągalny tylko dla osób, które znały 9-cyfrowy kod dostępu do tego pliku - mówił Konarzewski. Dodał, że policja jest w stanie ustalić, kto pobrał z Internetu zamieszczone tam rozwiązania, i tylko tym osobom wyniki egzaminu zostaną anulowane:
Tymczasem trwa ustalanie odpowiedzialnych za źródło przecieku. Na ostateczne wyniki trzeba będzie zaczekać, ale jedno jest pewne - jeśli okaże się, że zawiniła CKE i to z powodu jej zaniedbań test pojawił się w internecie, to ze stanowiskiem pożegna się właśnie Konarzewski. Sprawa jest tym poważniejsza, że resort edukacji mianował go szefem Komisji właśnie po to, by po ubiegłorocznych aferach z testami gimnazjalnymi wreszcie należycie zadbać o bezpieczeństwo egzaminów zewnętrznych.
W sprawie przecieku pojawiły się kolejne wątki. Odpowiedzi do testów znalazły się wczoraj również na stronie jednego z gimnazjów w Sosnowcu. Policja prowadzi przesłuchania w tej sprawie, dotychczas nikogo jednak nie zatrzymano. Prawdopodobnie sprawą zajmie się także sosnowiecka prokuratura.
Z Mazowsza nadeszła natomiast informacja, że w jednej z tamtejszych szkół znaleziono otwartą kopertę z testami egzaminacyjnymi z języka obcego. Uczniowie mają pisać tę część jutro. Szef CKE ujawnił w rozmowie z naszą reporterką Kamilą Biedrzycką, że w gminazjum, w którym znaleziono kopertę, uczniowie dostaną inny zestaw zadań.
Z kolei w Dobrym Mieście na Warmii uczniowie gimnazjum dostali zamiast testu humanistycznego test matematyczno-przyrodniczy. To wina przewodniczącego szkolnego zespołu egzaminacyjnego. Przez pomyłkę otworzył niewłaściwy karton z testami. Zanim dostrzegł pomyłkę, część testów została rozdana. Jednak nie wszyscy uczniowie otrzymali niewłaściwy test. A jak zapewnia dyrektorka szkoły, nawet ci, którzy dostali niewłaściwy test nie zdążyli go przeczytać. Była natychmiastowa reakcja. Bardzo szybko testy zostały wymienione - mówi Mirosława Rucińska:
Właśnie dlatego Okręgowa Komisja Egzaminacyjna, która w piątek zakończy badanie sprawy, zapewnia, że egzamin nie zostanie unieważniony.