Padłe klacze ze stadniny w Janowie Podlaskim należące do Shirley Watts nie zostały otrute. Z przeprowadzonych badań jednoznacznie wynika, że stężenie substancji, które ewentualnie mogły być trujące - było minimalne. Śledczy mówią w tym kontekście o "śladowych ilościach".
Prokuratorzy z Lublina dostali już wyniki badań organów pobranych od klaczy Preria i Amra, które jednoznacznie wykluczyły, że powodem ich padnięcia było otrucie. Obie klacze cierpiały na skręt organów wewnętrznych, które wywołały wstrząs i śmierć.
Natomiast w próbkach paszy nie stwierdzono niebezpiecznych substancji w stężeniach, które mogły wpłynąć na zdrowie, czy na życie koni.
Chodziło o antybiotyk przeznaczony do leczenia kur. Biegli określili je jako "ledwie oznaczalne".
Klacz Amra, przebywająca w ramach dzierżawy w stadninie koni w Janowie Podlaskim, padła kilka tygodni temu. Pomimo natychmiastowej pomocy weterynaryjnej oraz niezwłocznego transportu do specjalistycznej kliniki w Warszawie klaczy nie udało się uratować - informowała wtedy Agencja Nieruchomości Rolnych. Wcześniej Amra urodziła ogiera. Klacz od momentu porodu, czyli od 24 marca, była pod stałym nadzorem.
W podobnych okolicznościach 17 marca padła klacz Preria. Jak informowała wtedy Agencja Nieruchomości Rolnych, stało się to "w wyniku nagłego zachorowania" i "pomimo natychmiastowej pomocy weterynaryjnej oraz niezwłocznego transportu do specjalistycznej kliniki, klaczy nie udało się uratować".
Obie klacze - Preria i Amra - należały do stadniny koni Halsdon Arabians, której właścicielką jest stała bywalczyni dorocznej aukcji koni arabskich Pride of Poland w Janowie Podlaskim Shirley Watts (żona perkusisty zespołu Rolling Stones).
(ug)