"Zarząd stadniny nie pokusił się o jedno słowo: przepraszam" - tak sprawę śmierci koni należących do Shirley Watts komentuje jej reprezentantka w Polsce Irena Cieślak. Dodaje też, że z właścicielką m.in. klaczy Amry nie konsultowano transportu na zabieg medyczny do Warszawy. Brytyjski dziennik "The Guardian" podał w piątek informację, że prawnicy Watts szykują pozew przeciwko polskiemu rządowi za sposób, w jaki potraktowano jej zwierzęta.

"Zarząd stadniny nie pokusił się o jedno słowo: przepraszam" - tak sprawę śmierci koni należących do Shirley Watts komentuje jej reprezentantka w Polsce Irena Cieślak. Dodaje też, że z właścicielką m.in. klaczy Amry nie konsultowano transportu na zabieg medyczny do Warszawy. Brytyjski dziennik "The Guardian" podał w piątek informację, że prawnicy Watts szykują pozew przeciwko polskiemu rządowi za sposób, w jaki potraktowano jej zwierzęta.
Na zdjęciu po lewej Shirley Watts /Wojciech Pacewicz /PAP

Zarząd stadniny nie pokusił się o jedno słowo "przepraszam". Tutaj pada stek obelg pod jej adresem, jakby była czemukolwiek winna. Myślę, że pierwszą rzeczą, jaką powinna usłyszeć, powinno być słowo "przepraszam" - mówi Irena Cieślak w rozmowie z reporterem RMF FM Krzysztofem Kotem.

Pytana o to, czy z Watts konsultowano interwencje medyczne podejmowane w sprawie jej klaczy, Cieślak odpowiada: Z tego, co wiem, nie konsultowano, nie zapytano jej o zgodę, czy klacz Amrę można wywieźć do Warszawy.

Reprezentantka żony perkusisty The Rolling Stones stwierdza ponadto, że w stadninie w Janowie Podlaskim dopuszczono się "ewidentnego, szkolnego, podstawowego błędu", który może wynikać z niewystarczającej wiedzy na temat hodowli koni.

Shirley Watts była właścicielką Prerii i Amry. Obydwie klacze padły w stadninie w Janowie Podlaskim. Każda z nich kosztowała około miliona złotych. Cieślak potwierdza, że Watts w kwestii odszkodowania "nie rzuca słów na wiatr", choć - jak zaznacza - "to nie jest kwestia na pewno pieniędzy, jest to sprawa zasad i dotrzymania honorowych umów".

W piątek brytyjski "The Guardian" zacytował słowa Watts: Mam zamiar pozwać polskie władze za sposób, w jaki traktowano moje klacze. Trzymano mnie też w niewiedzy.

Sprawę skomentował Joachim Brudziński z PiS - według niego, trzeba poczekać na ustalenia, co było przyczyną padnięcia koni, a jeśli Watts czuje się poszkodowana, powinna iść do sądu. Poseł bagatelizował sprawę: Że co? Że koń zdechł? Panie redaktorze, no błagam, jak świat światem konie zdychają.

Opozycja złoży wniosek o wotum nieufności dla ministra rolnictwa

Opozycja natomiast nie ma wątpliwości, że seria padniętych koni w Janowie Podlaskim to efekt zmian w stadninie i winę za to ponosi osobiście minister rolnictwa. Ja bym na miejscu Ministerstwa Rolnictwa miał regres do Krzysztofa Jurgiela, bo to on osobiście ponosi winę za to. Choć to niemożliwe - przyznaje Rafał Grupiński z PO i zapowiada wniosek o wotum nieufności dla ministra Jurgiela.

Zapłacimy za to wszyscy - dodaje natomiast Jarosław Kalinowski z PSL. Stadnina, skoro jest tak czy inaczej mieniem Skarbu Państwa, to my wszyscy będziemy się na to składać - mówi. O ile oczywiście udowodniona zostanie wina stadniny.

W czwartek żona perkusisty The Rolling Stones zabrała ze stadniny w Janowie Podlaskim swoje dwa pozostałe konie - klacze Pietę i Augustę. Pierwsza jej klacz - Preria, także należąca do stadniny koni Halsdon Arabians (Wielka Brytania) - padła 17 marca. Przed tygodniem, w nocy z piątku na sobotę, padła natomiast klacz Amra. U obu koni stwierdzono rozległy skręt jelit cienkich. Obie klacze urodziły wcześniej źrebięta, które zostały w Janowie.

Shirley Watts to znana hodowczyni i miłośniczka koni arabskich. Była od lat jednym z najlepszych klientów janowskiej stadniny. Konie, które padły, jak i te wywiezione, były zakupione właśnie w tej hodowli. Pietę Watts kupiła w 2007 roku za 300 tysięcy euro, Amrę - w 2008 roku za 340 tysięcy euro, Prerię - w 2009 za 230 tysięcy euro, a Augustę - w 2010 roku za 40 tysięcy euro.

(dp)