Shirley Watts - żona perkusisty "The Rolling Stones" i właścicielka dwóch klaczy, które w ostatnich miesiącach padły w stadninie w Janowie Podlaskim zabrała głos w sprawie śmierci koni. "Mam zamiar pozwać polskie władze za sposób, w jaki traktowano moje klacze. Trzymano mnie też w niewiedzy" - cytuje jej słowa "The Guardian".
W czwartek Shirley Watts zabrała ze stadniny w Janowie Podlaskim swoje dwa ostatnie konie - klacze Pietę i Augustę. Pierwsza jej klacz - Preria, także należąca do stadniny koni Halsdon Arabians (Wielka Brytania) - padła 17 marca. Przed tygodniem, w nocy z piątku na sobotę padła klacz Amra. U obu koni stwierdzono rozległy skręt jelit cienkich. Obie klacze zanim padły urodziły źrebięta, które zostały w Janowie.
Kilka dni temu przedstawicielka Shirley Watts także oskarżyła dyrekcję stadniny o lekceważące potraktowanie swojej klientki. Żona perkusisty "The Rolling Stones" już po fakcie miała dowiedzieć się o przewiezieniu klaczy Amry na poród do kliniki weterynaryjnej w Warszawie. Według rzecznika Agencji Nieruchomości Rolnych, Watts została poinformowana o tym drogą mailową.
Taką decyzję podjął weterynarz stadniny Ryszard Kucharczyk, który wiedząc, że u tej klaczy w 2005 r. podczas pierwszego porodu nastąpiły komplikacje, nie chciał ryzykować - wyjaśnił w czwartek Witold Strobel.
Shirley Watts twierdzi, że Amra padła dlatego, że transportowano ją zaledwie trzy dni po tym, jak urodziła źrebaka. To było za szybko! Kompletnie amatorskie postępowanie - stwierdziła.
Shirley Watts to znana hodowczyni i miłośniczka koni arabskich. Była od lat jednym z najlepszych klientów janowskiej stadniny. Konie, które padły, jak i te wywiezione, były zakupione właśnie w tej hodowli. Pietę Watts kupiła w 2007 r. za 300 tys. euro, Amrę - w 2008 r. za 340 tys. euro, Prerię - w 2009 r. za 230 tys. euro, a Augustę w 2010 r. za 40 tys. euro.
Wszystkie konie przebywały w Janowie w ramach dzierżawy. Umowa polegała na tym, że potomstwo od zaźrebionych klaczy pozostanie w stadninie w Janowie, w zamian za to cztery inne konie (3 klacze i ogier) Watts będą trenowane w polskiej stadninie, a klacze zaźrebione - wyjaśnił w czwartek rzecznik Agencji Nieruchomości Rolnych.
Konie te były w Janowie od wiosny 2015 r. Umowa dzierżawy została zawarta dopiero 16 października 2015 r., tj. w dniu, gdy padła Pianissima. Były prezes stadniny Marek Trela sędziował tego dnia na zawodach w Rzymie - tłumaczył Strobel.
Śledztwo w sprawie niegospodarności oraz zgonu klaczy w stadninie w Janowie prowadzi Prokuratura Okręgowa w Lublinie. W środę prokuratura ta podała, że w próbkach paszy zabezpieczonych w Janowie Podlaskim po padnięciu klaczy Preria stwierdzono substancje farmakologiczne, koksydiostatyki, ale w dopuszczalnej ilości. Pobrano też próbki pasz po padnięciu Amry. Natomiast we wtorek w Janowie Podlaskim policjanci zabezpieczyli do badań dodatkowe próbki pasz, podawanej innym koniom. Wyniki tych badań mają być znane za kilka tygodni.
Przypomnijmy, że przed śmiercią Amry i Prerii, w październiku 2015 r. w podobnych okolicznościach, z powodu skrętu jelit, padła inna utytułowana klacz janowskiej stadniny - Pianissima. Jej śmierć była jednym z powodów odwołania ze stanowiska długoletniego szefa stadniny Marka Treli. Dopuszczenie do śmierci klaczy było - w ocenie ANR - przejawem braku nadzoru weterynaryjnego.
Prezesi stadnin koni arabskich: Marek Trela z Janowa Podlaskiego i Jerzy Białobok z Michałowa oraz inspektor ds. hodowli koni Anna Stojanowska zostali zdymisjonowali przez prezesa ANR 19 lutego. Decyzja ta spotkała się z oburzeniem środowiska w kraju i za granicą, wiele krytycznych głosów padło ze strony polityków opozycji i mediów.
RMF/"The Guardian"/PAP
(mal)