Do sądu w Kamiennej Górze trafił akt oskarżenia przeciwko przewodnikowi PTTK i nauczycielce. Oboje narazili dzieci na utratę zdrowia i życia podczas wejścia na nieczynną skocznię narciarską w Lubawce na Dolnym Śląsku. We wrześniu ubiegłego roku skocznia się zawaliła, a siedmioro dzieci zostało rannych.
Przewodnikowi za umyślne narażenie uczniów na niebezpieczeństwo grozi do trzech lat więzienia. Nauczycielce - za nieumyślne - do roku. Oboje są też oskarżeni o nieumyślne spowodowanie obrażeń u siedmiorga dzieci.
Jak ujawniła rzecznik Prokuratury Rejonowej w Kamiennej Górze Grażyna Karalus-Greb, przewodnik PTTK nie przyznał się do zarzutów. Twierdził, że nie pozwolił dzieciom wejść na skocznię, na której znajdowała się tabliczka z zakazem. Tymczasem dzieci, 95 proc. uczestników wycieczki podczas przesłuchań twierdziło, że przewodnik zachęcał do wejścia. Miał powiedzieć, że zna tę skocznię i nie ma się co obawiać - podkreśliła prokurator. Według niej "nonszalancja przewodnika jest zadziwiająca", bowiem tabliczka na skoczni była bardzo widoczna, wręcz "rzucała się w oczy".
Nauczycielka przyznała się natomiast do stawianych zarzutów. Tłumaczyła, że pozwoliła wejść dzieciom na skocznię, ale "tylko dlatego, że nie widziała tabliczki".
Do wypadku na starej, drewnianej i nieczynnej skoczni doszło podczas wycieczki 24-osobowej grupy uczniów szkoły podstawowej. Dzieci zwiedzając obiekt zdecydowały się wejść na nią do zdjęcia pamiątkowego. Siedmioro z nich spadło z platformy, która - prawdopodobnie pod ich ciężarem - zawaliła się. Dzieci doznały lekkich obrażeń.