Dyrektorzy pięciu szpitali z Częstochowy i okolic, którzy nie podpisali kontraktów z NFZ na ten rok, złożyli w sądzie pozwy o ustalenie warunków kontraktu z funduszem. Z powodu częstochowskiego impasu odwołano wcześniej dyrektora śląskiego oddziału funduszu.
Szpitale cały czas normalnie przyjmują chorych, choć NFZ uważa, że wobec braku umowy powinny przyjmować tylko nagłe przypadki, i informuje, że nie zapłaci za planowe przyjęcia.
Szpitale w Częstochowie, Blachowni i Myszkowie, wspierane przez samorządy, uważają, że podpisanie aneksów na proponowanych warunkach szybko doprowadzi do załamania się ich budżetów. Śląski oddział Narodowego Funduszu Zdrowia deklaruje z kolei, że zaproponował te same warunki wszystkim szpitalom w regionie i nie może zrobić wyjątku dla częstochowskich, bo nie ma na to pieniędzy.
Przyjęcie proponowanych przez NFZ warunków, przy uwzględnieniu inflacji oraz stałego wzrostu kosztów spowoduje, zdaniem dyrektorów częstochowskich szpitali, ich dalsze zadłużanie oraz ograniczenie dostępności świadczeń zdrowotnych dla mieszkańców regionu.
Jak poinformował w poniedziałek szef śląskiego regionu Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy Maciej Niwiński, w około 90 proc. śląskich szpitali wciąż nie rozwiązano problemu lekarskich dyżurów w związku z obowiązującą od początku roku unijną dyrektywą. Porozumienia zawarto tylko w kilku placówkach, m.in. w Sosnowcu, Dąbrowie Górniczej, Rudzie Śląskiej, szpitalu psychiatrycznym w Rybniku i pediatrycznym w Katowicach. W placówkach trwają negocjacje.